W Vizirze nie piorę, pierze się sama
A w związku z siępraniem zaś mamy problem
Ostatni czas mam pod znakiem weterynarii. Najpierw Marengo z KK, na szczęście w tym przypadku bez problemów "wyjdzie z tego czy nie wyjdzie". Następnie Polcia-Mrówcia z calici albo czymś podobnym, i tu nie było niestety wiadomo przez jakiś czas czy kot
będzie czy też może już nie. Na szczęście kot JEST i gania po domu, jak jest wypuszczony z kuchni oczywiście, bo ze względu na dodatni test Felv puszczenie "na żywioł" niestety odpada. W poniedziałek z kolei przyjechała do mnie "rodzinna" Łatka, oczywiście także w celach weterynaryjnych - dzisiaj wyjechała.
A Lizunia w którymś momencie - nie wiem nawet którym, mogę tylko podejrzewać że wtedy kiedy z Mrówką było tak źle, a ja siedziałam z nią w kuchni i bynajmniej nie byłam oazą spokoju - wylizała sobie dość konkretnie brzuchol. Mimo obróżki i feliwaya. Pani doktor zaproponowała spróbowanie z amitryptyliną. Wyglądało mi że na razie nie potrzeba bo kot nie szoruje brzucha więcej niż zazwyczaj, więc nie spróbowałam - patrzę dzisiaj, guzik prawda, brzuch czerwony, powtórkę mamy (przy czym oczywiście obejrzeć mi tego brzucha nie wolno i tyle widzę ile się da jak kot siedzi). Spróbowałam dać lek, ale niestety paskudztwo jest gorzkie i w jedzeniu się przemycić nie da, a wpychanie pigułki poza lecznicą - mission impossible. No i zaś mamy problem. Albo się stresuje panna dźwiękami dochodzącymi z kuchni kiedy mnie nie ma (huczne zabawy dzieciaka), albo całokształtem kotostanu, albo dzieciakiem ganiającym, albo tym że mam dla niej mało czasu.... Chociaż co do całości kotostanu to nie wiem - np. ostatnio zażądała kategorycznie wpuszczenia do Łatki

a na Mrówkę też nieraz reaguje "aha, jesteś tu. Zlekceważymy..." (i np. dalej je na parapecie mimo Mrówy na stole oddzielonej tylko firanką). Albo zostawiłam kiedyś Lizunię w jej pudle, Mrówkę w tym samym pokoju, i wyszłam na moment do kuchni - wracam, w pudle buro zamiast czarni-biało, a Lizunia siedzi obok pudła na podłodze i robi manicure...
Weź tu i traf

No i cóż, zapewne jutro znów lecznica, albo tylko po nową obróżkę czyli bez kota, albo do tego z kotem jeśli pani dr uzna że by się przydało - chyba dość pochopnie wyraziłam w piątek nadzieję że teraz przyjdę "dopiero" w czwartek z Marengiem na kastrację, było zamknąć dziób...
