Tak sobie dziś pomyślałam, że może się tu odezwę i przedstawię, zamiast Was tylko podczytywać

A że mam taki głupi nawyk, że wszelkie pomysły muszę szybko realizować zanim mi się odechce, to więc jestem. Jestem ja, "kota", 7 szczurków, mysz i chomik. Taka mała wybuchowa mieszanka w mieszkanku.
Jestem gdzie jestem, więc przedstawię Wam kotę:
Nie planowałam mieć kota. Nie wtedy. Nie miałam jeszcze pojęcia o kotach ani o ich potrzebach, nie interesowałam się nimi... Myślałam sobie czasem "może kiedyś", ale to kiedyś miało nie nadejść pewnie w przeciągu najbliższych 5ciu lat.
Siedziałam sobie w szczurach, ze swoim stadkiem, pomagając nieswoim szczurom.. zajmowałam się adopcjami, leczeniem, zabieraniem niechcianych gryzoni .. dzięki czemu poznałam kilkoro "zwierzolubów". I tak pewnego dnia odezwała się do mnie zaszczurzona koleżanka:
Napisała że potrzebny jest pilny dom tymczasowy dla kotki z pociętymi uszami błąkającej się po lesie. Jej karmicielka nie mogła jej wziąć do domu z powodu alergii syna, koleżanka mieszka daleko od Białegostoku, a kotka nie była specjalnie bezpieczna tam gdzie przebywała. Raczej bez entuzjazmu, ale obiecałam że zapytam męża ( tu muszę powiedzieć że mój m. to typowy gbur, taki co to zawsze jest "na nie", a jedynym powodem jego decyzji jest "bo tak" ).
Mąż początkowo kategorycznie odmówił ... Pojęczał, postękał, ponarzekał .... W końcu zgodził się jak powiedziałam "przecież wiesz jak mi na nich zależy "... Naburmuszony odpuścił.
Gdy już przemyślał w co się wpakował, powrócił do tematu:
- NA ILE!?
- Nie wiem. Aż znajdzie dom ... a jak nie znajdzie, to za jakiś czas pewnie pojedzie do Warszawy tam go szukać.
- To znaczy na ile?
- Jak się szybko oswoi, to nie długo. Im będzie milsza i bardziej kochana, tym szybciej ktoś ją pokocha.
<tutaj mnie zabił>
- O nie! Jak już odwalę czarną robotę i oswoję kota z lasu i ten kot będzie miły i kochany to nie oddam nikomu! Niech sobie sami oswajają jak mają go oddawać gdzieś.
Koniec historii .. Zabita do dziś nie wiem co mu odbiło. Ale tak mniej więcej trafiła do nas Nilka.
Miałam obawy biorąc bez jakiegokolwiek doświadczenia kotkę z lasu. Oswajałam już 'dzikie' szczury, ale koty to była dla mnie czarna magia

Wtedy chyba właśnie pierwszy raz zaczęłam czytać to forum, szukając podstawowych informacji.
Po przejęciu Nilki, okazało się że poza podciętymi uszami, ktoś próbował jej uciąć też końcówkę ogonka i uderzył ją w tylną łapkę. Łapka była lekko opuchnięta, a końcówka ogona skrzywiona ... po 3 tygodniach obumarła i odpadła.
Było to rok i miesiąc temu. Nila do dziś jest ... słabym przytulakiem, choć zdarza jej się wpakować mi (tylko mi) na kolana od czasu do czasu. Przez ten rok, udało mi się wkopać w jeszcze 3 tymczasowe kotki. Jedną z tego samego lasu, starszą pannę, która przeszła u mnie sterylkę aborcyjną po czym pojechała do nowego domu, jedną bardzo młodą laseczkę którą wysłałam do Warszawy i jednego chłopca, którego mój wujek znalazł w lesie ... skrajnie wygłodzonego i ze złamaną łapką. Chłopak był tak wykończony że nie miał siły jeść i nie było pewne czy przeżyje. Te 3 tymczasy mają teraz świetne domki, a ja myślę że jestem gotowa psychicznie i finansowo na kumpla dla Nilki na stałe.
Nila przesiaduje cały dzień sama w domu. Mimo dystansu jaki usilnie stara się zachowywać, widać że tęskni. Wita się z nami pod drzwiami jak pies, sprawdzając czy wszyscy wrócili. Słychać ją aż z parteru jak nawołuje, a mi coraz bardziej przykro, że nie mogłam jej sprawić kumpla wcześniej.
Powoli przymierzam się do jakiejś adopcji. Nawet się już odezwałam do jednej osoby. Szukam maluszka, bo z 2ma starszymi kotami jakie Nila widziała, nie łatwo było jej się pogodzić. Maluchy w jej domu mają wolną łapkę... Po za tym chciałabym też towarzysza zabaw dla mojej 7dmio letniej córki

Oto Nila:


Drugi dzień u Nas


Po sterylizacji






A to tak przypadkiem, chyba zapomniała że nas oficjalnie nie lubi ;p

A tu na dokładkę ostatni z moich tymczasowiczów

Dziś jest już wielki i przydałaby mu się dieta..
Szczurki, chomika i mysza może pokażę, jeśli kogoś tu interesują
