Ewa.KM pisze:Ja nie atakuje, tylko myślę, że nie ma jednego generalnego rozwiązania najlepszego dla każdego zawsze i wszędzie.
A dlaczego Alienor wypuściła Oczko po tym strasznym wypadku z powrotem na ulicę?
Nie wiem o czym mówisz. Nie wypuściłam żadnego kota na ulicę. Kotori wychodziła na ogromny trawnik pod moim balkonem - bo tu wszyscy wypuszczają koty (małe osiedle, drogi osiedlowe i z "potykaczami"). A gdy zobaczyłam kociaka, który został śmiertelnie potrącony i leżał, martwy, z jelitami na wierzchu - przestałam wypuszczać. I teraz Kotori nie wychodzi - balkon zasiatkowany, podobnie jak reszta moich kotów. Gdy jeszcze nie miałam zasiatkowanego balkonu zwiał mój tymczas Kyo - udało mu się otworzyć okno u Ali (stare, drewniane) i zwiał. Nie ufa żadnej kobiecie poniżej 50tki i nie cierpi facetów, był całe życie wychodzący, jest wykastrowany a karmicielki by go przyjęły do domu, gdyby się dał namówić. Ale on woli swoją ciepłą piwnicę. Ten kot trafił do mnie, bo miał trafić do schroniska niedaleko pętli autobusowej o dość dużym natężeniu ruchu - wiec per saldo jest bezpieczniejszy. Ale gdybym mogła, znalazłabym mu dom ze starszą samotną panią, której byłby w stanie zaufać.
Miałam tymczasa Oczko - groziła mu ślepota (KK). Został wyleczony i wyadoptowany do domu niewychodzącego.
Kotka na zdjęciach to Hunhurtu[*], która w takim stanie trafiła do Szenili - nie ona pierwsza, nie ona ostatnia. Niestety było za późno - kotka zeszła mimo intensywnego leczenia. Tak jak dla wielu kotów, które nigdy nie wypadały za okno, póki nie przeleciał ptaszek i skoczyły z 6ego piętra; dla czarnego kota z mojego osiedla, któremu ktoś oskalpował i złamał ogon tak, że w końcu karmiciele uśpili go, by nie cierpiał (częściowy niedowład łap, zaciśnięty pęcherz - zanim się zorientowali jak poważny jest jego stan kot był nie do uratowania. Kociaki bezdomnej kotki koło podstawówki mojej córki zostały zatłuczone - możliwe, że stało się tak też z innymi kotami w okolicy (trochę ich znikło w ciągu ostatnich 2 lat). A to spokojne, zwierzolubne osiedle, gdzie nie ma mowy o przypadkach takich jak Księcia Promyka od smarti - otrutego przez faceta, któremu przeszkadzały wałęsające się koty. Promyk został odratowany, ale kilka zwierząt (właścicielskich) puszczanych "by sobie pochodziły" nie miało tego szczęścia.


