Siedzę w dużym domu i patrzę na koci dom .Na piętrze Kynek w oknie rozgląda się po świecie
lub wypatruje tęsknie miski ,myslę ,że chyba dobrze się czuje skoro bryka po komodach aby dostać się na parapet
Na parterze Malizna świeci swym białym krawatem ,chyba głodna lub ją natura obudziła bo dupinę trzeba powypinać
drugi dzień tabletkę zjadła a tańcowanie trwa .Malizna i Trisia dostają immunodol tak na wszelkie zaś aby jaki katar się nie
przypałętał .
A na koniec kwiatek na parapecie zewnętrznym o wdzięcznym imieniu Tosia ,elewacja jest żółta a kwiatek trzykolorowy ,
ale uparty i kwitnie na zewnątrz .
Przypomina mi Łatkę ,kocicę sąsiada też tak siedziała ale do domu wejść nie chciała ,dopiero jak nastała jesień i deszcz
ciął po futrze odważyła się i zamieszkała ze swoja córeczką ,tłukły się z Pyśką aż futro fruwało ale mieszkały.
Była bardzo mądra i dystyngowana jak na wieśniaka ,zawsze łapki byłe białe ,kochała jeść ,chodziła z nami na ryby ,jak
doszły do nas psy szybko pokazała ,że pod ogon kotu nosa się nie wkłada

Teraz Tosia pomimo tego ,że ma swoje miejscówki na zewnątrz siedzi na parapecie

lecę namówić ja na wejście lub
sposobem zgarnąć ja do domu
Po 9 znów do weta na zastrzyki z Kynkiem ,jak tu się wysypiać przy tylu kotach
