Witajcie, bardzo zaniedbałam forum z racji braku czasu. Ale muszę Wam opowiedzieć historię Eranki.
Pojechaliśmy z mężem na pięciodniowy wyjazd nad morze. Dla szybkiego złapania oddechu i lekkiego odstresowania.
W pierwszy wieczór przy kolacji zobaczyliśmy na tarasie przycupniętą kotkę. Potem poszliśmy do pokoju. Rano otworzyłam balkon ( mieszkaliśmy na I piętrze), a spomiędzy tarasowych skalniaków, przytuptała znów ta sama koteczka. Miaukolić zaczęła głośno, patrząc na mnie w górę, widać było, że chciałaby się dostać na górę, ale po murze się nie da. Zeszłam na dół, poszłam na tarasy za jadalnią, na kici-kici przybiegła natychmiast. Taka miziasta i proludzka, zaczęła się tulić, na kolana wchodzić. Uszka postrzępione, czerwone, pogryzione, chyba ze świerzbem. Zostawiłam ją tam, grzecznie siedziała na ostatnim schodku i patrzyła jak odchodzę, smutno, bezgłośnie, tylko siedziała i patrzyła. Zapytaliśmy kelnerki, czyja to koteczka, niczyja, podrzucona około dwa miesiące temu, je w stajni razem ze stajennymi kotami i psem. Pojechaliśmy pozwiedzać do Ogrodów Hortulusa, potem do stadniny ocalonych z transportu koni, potem przyszliśmy znów na tarasy. Koteńka czekała na nas. Oczywiście kupiliśmy jedzonko, nawet nie chciała jeść, tylko tulić się i mruczeć. Po oględzinach uszków podjęlismy decyzję, trzeba do weta jechać. Pani, która ma pieczę nad stajnią, od razu poinformowała nas, że koteczka jest do wzięcia. Nie, w stajni nie je, przebywa na tarsach, bo tam pewnie z kuchni jej jedzenie wynoszą. W stajni pies ją poturbował, koty pogryzły, ale koteczka jest ufna bardzo i nawet do koni się tuliła. Oczywiście do weta możemy ją zabrać. Mąż od razu zaplanował zabranie jej do domu, ja nie bardzo

, bałam się tak długiej drogi, jak zareagują na koteczkę Julcio z Batmankiem. Ale taka miziasta, ufna, proczlowiecza była... U weta oczywiście się potwierdziło nasze przypuszczenie: świerzb uszny. Dostała leki. Mąż zapytał: i zostawiłabyś ja tutaj? Nie, nigdy. Koteńka chodziła mi przy nodze, spacerowałyśmy po majatku razem. Tak samo reagowała na mojego męża, wdzięczna za każde okazane uczucie. Rano czekała na nas pod oknami. Głodna była bardzo, jednak chyba jedynymi jej posiłkami były resztki ze śmietnika. Do perfekcji opanowała rozrywanie papierków i wybieranie okruszków. Na ostatnią noc wzięliśmy ją do pokoju. Nigdy wcześniej takiego kota nie widziałam: położona na posłanku, przespała na nim całą noc. Wcale się nie ruszyła. Pierwsza noc w życiu, bez zimna, strachu i czyhających niebezpieczeństw. Pełen spokój, ciepło i miękko. Kupiliśmy kontenerek, szeleczki i wróciliśmy do domu przedwczoraj, we trójkę.
Poznajcie nasze bursztynowe szczęście, oto Eranka






A chłopaki? bardzo chcą się z Eranką zaprzyjaźnić. Eranka się bardzo ich boi i na wszelki wypadek burczy głośno, jak tylko któryś do niej się zbliża. Julciowi udało się jej ogonek powąchać zanim zwiał
I tak myślę, że ona się bardzo ich boi, bo do tej pory z innymi stworzeniami miała tylko bardzo przykre doświadczenia. Batmanek i Julcio jak ją widzą to śpiewają piękne serenady, do łapoczynów żadnych nie dochodzi. Tylko Eranka burczy, czasem posyczy. Myślicie, że to dobry objaw przy dokoceniu? Tak bardzo chciałabym, żeby się do siebie przyzwyczaiły, żeby u nas została
