Blekitny.Irys pisze:Bożenko, już jest "jutro".
Niezależnie co się dzieje - umawiaj się z lekarzem. Ja nie odpuszcze i bedę truć.
Pod koniec maja mam dzwionić,na razie zapisów nie ma tam gdzie chcę,ale dzisiaj już mnie głowa nie boli..
Pogoda ładna,wzięłam się za koszenie i...zepsułam kosiarkę chyba

trochę pokosiłam...nie wiem cos raczka nie łączy i zła jestem...
Wczoraj miałam akcję na moim podwórku pod wieczór...miałam akurat wyjazd mieć,ale słysze :drze się jakiś kot wniebogłosy

.-szczególnie jak mnie usłyszał to sie darł.No myslałam,że mam "omamy"jakies,bo co przestane gadac do meza to i kota nie słychać,zaczełam się zastanawiac,czy mi nie odbiło

Pognałam najpierw do domu sprawdzic,czy jakis nie nawiał na dach i się drze...
No,ale się okazało,ze to mam własnie dobry słuch i znalazłam "toto"...na wybiegu u naszego psa,który to z miłosci do kotów nie odstępował drzewa na które wlazł(zwiał)piekny rudy kot z małym białym krawatkiem (taki dzikus,co kiedys go u mnie widziałam na tarasie z rudym moim-oba nawiały).Bez okularów to myslałam nawet ,że to mój uciekinier,więc pognałam po patrzałki....
Psa zamknełam w domu....Kot zwiał na sam czubek czeresni,tak wysoko,ze byłam przerazona. Trzeba będzie ja i tak sciać,bo moze i owoce sa ,ale nie ma jak ich zerwac-tyle co ptaki się najedza i oznacza swoje zerowisko kupolami

Kot tak sie "dyndał"na tej cienkiej gałęzi,ze juz oczami wyobraźni widziałam jak spada na ten płot i nadziewa się na siatkę..i takie tam...
Długo gadałam,ciciałam,kot przestał się wydzierac jak tylko weszłam w pokrzywy i próbowałam go zawołac na dół...Ku mojemu przerażeniu kot zaczał tam "barankowac"-mało zawału nie dostałam Zszedł ledwo co do połowy drzewa....no i odetchnełam...wycofałam się ,otworzyłam wybieg...Jak wróciłam kota już nie było
