Mark boski. Może zgrzeszę, ale uważam, że post- direstraitsowe produkcje Marka są jeszcze lepsze. Facet z wiekiem jest coraz ciekawszy, zwłaszcza w doborze muzyków i instrumentów na których grają. Wiadomo, że każdy zespół, który użyje smyczków/oboju/akordeonu/fletu - do rockowych kompozycji, kupuje mnie bez pudła.
Szkoda tylko, że siedzieliśmy strasznie z tyłu, prawdę mówiąc na najtańszych miejscach. Przy moim wzroście to tego, ekhem.
ROZMOWY
NA DWIE GŁOWY!
Koncert się zaczyna.
Teżet (ryczy małżonce do ucha) - Knopfler to ten drugi z lewej z czerwoną gitarą!!!!
Meg (analogicznie) - To świetnie, bo to jedyna osoba, którą widzę między głowami ludzi!!!
Koncert trwa.
Meg (wrzeszczy małżonkowi do ucha) - Ten koleś z prawej!!! Na czym on gra???!!
Teżet (analogicznie) - Na gitarze!!! Statyw od mikrofonu go zasłania!!!
Meg (jak wyżej) - Ale ta główna linia melodyczna, słyszysz??? Teraz????
Teżet (j.w.) - Co z nią????
Meg (j.w.) - No co to gra???
Teżet (j.w.) - W sensie instrument???
Meg (j.w.) - W sensie!!!!! Bo to nie gitara!!!
Teżet (j.w.) - Od lewej mamy kolesia z harmonią, z gitarą, z wiolonczelą...!!!
Meg (j.w.) - To nie brzmi jak gitara, ani wiolonczela, ani akordeon!!! To brzmi jak kobza!!!!!
Teżet (wstaje na chwilę, by spenetrować przód sceny) - No faktycznie, z przodu siedzi koleś z czymś dziwnym!!!!...
Potem się doczytaliśmy, że oni nazywają to dudami...
A to Mark kiedyś i Mark dziś.
