No więc tak
Przyjechali do nas rodzice. Zamieszanie się zrobiło, kociarnia rozbiegła się po mieszkaniu (jak zawsze jak ktoś do nas przyjdzie). Siedliśmy w pokoju na herbatkę, zaczęliśmy rozmawiać i takie tam.
Ale po jakimś czasie zaczęłam rozglądać się za koteckami.
Ryśka była w pobliżu bo ona najmniej się boi. A jeszcze jak ktoś coś je to nawet żeby był obcy to będzie największym przyjacielem Rysi.
No więc zaczęłam rozglądać się za resztą towarzystwa. Pysia też łatwo dało się znaleźć, siedział zakopany w kołdrze w środku łóżka.
Zaczęłam szukać Koko

szafy, szafeczki, za regałem, za szafkami w kuchni, nawet odsunęliśmy kuchenkę żeby wszystko sprawdzić. I Koko nie ma

Wywaliliśmy wszystko z szaf, nawet do lodówki zajrzałam bo tam też towarzystwo włazi. Szukam, wołam Kokusie, wzięłam jej zabaweczkę którą jak tylko usłyszy to jest i czeka na zabawę. I Koko nie ma
I już zaczęło mnie ogarniać przerażenie. Nie ma, nie odzywa się, nie pokazuje. Wszystko obszukaliśmy,mieszkanie jak po przejściu tajfunu a Koko nie ma.
A może jak rodzice wchodzili do mieszkania to Koko wybiegła z mieszkania

w zamieszaniu nawet może nie zauważyliśmy, już kiedyś nam taki numer wykręciła.
No i wtedy to mnie dreszcz przeszedł. Jak wybiegła z mieszkania i poszła na klatkę to pewnie i poszła na dwór.
A wtedy to szukaj kota nie wiadomo gdzie
Wybiegłam przed blok, obleciałam dookoła, wołałam Kokusie i nic. No tak teraz to już jej nie znajdę.
W tym czasie Adaś dalej przeszukiwał mieszkanie.
Zapłakana biegałam dookoła bloku, przeszłam po klatce po sąsiadach czy ktoś małego czarno białego kotka nie widział.
A z godzinę nam się zeszło. Już miałam najgorsze sceny przed oczami co może dziać się z KOko.
W końcu wróciłam załamana do domu.
A tu Adaś krzyczy że znalazła się Koko. Wiecie gdzie ta cholera siedziała
A siedziała z Pysionem w środku łóżka zagrzebana w kołdrę. No ale przecież zaglądaliśmy tam z dziesięć razy. Niemożliwe żebyśmy jej nie zauważyli. Poza tym słyszała jak ją wołamy i nawet nie pisnęła. Nie wiem jak to możliwe że jej tam nie zauważyliśmy, możliwe że ona tak z miejsca na miejsce się chowała.
Normalnie mało dzisiaj zawału nie dostałam przez Koko.

Jak słowo daje kupię jej dzwoneczek i zawieszę na szyi. Bo jeszcze jeden taki numer i w psychiatryku wyląduję
