Nic, zupełnie nic... czekam na kolejną kupkę...
wybaczcie, że nie pisałam, ale po prostu odechciało mi się na dziś wszystkiego
Jeszcze jedno dziś mnie totalnie dobiło: ponad miesiąc temu byliśmy z Tosią w prywatnej klinice we Wrocławiu. Malutkiej zrobiono kolonoskopię, pobrano wycinek do badania (potem jeszcze kazano podawać ten nieszczęsny Procox dla psów itp). W każdym razie na wyniki badania czeka się 3-4tyg no to co miałam zrobić... czekałam cierpliwie. No ale wczoraj minęły równo 4tyg więc dziś zadzwoniłam do nich, nie wierząc zbytnio, że wyniki przyszły... bo przecież zostawiłam namiary, powiedzieli, że dzwonią jak tylko przyjdą wyniki. No i okazuje się, że wyniki są. Pani prosi o maila, to mi prześlę. Przemilczę, że maila też im wtedy zostawiłam. Pytam tak z czystej ciekawości od kiedy wyniki są już u nich... pani sprawdza w komputerze... od 26 kwietnia. Szczęka mi opadła. Wyszło "zapalenie jelita grubego", ale nie o to tu chodzi... 2 cholerne tygodnie wyniki sobie po prostu przeleżały u nich... bo przecież to tylko kolejne kartki w segregatorach lub mało znaczące załączniki w komputerach... no mało mnie szlag nie trafił. Pani z recepcji za bardzo nie było co ochrzaniać, a okazało się, że żadnego z 3 lekarzy rozmawiających wtedy z nami nie ma dziś.
Ale za ponad 500zł jakie tam zostawiłam, to oczekiwałabym przynajmniej jednego głupiego telefonu do martwiącego się właściciela kota. Zbyt wiele? Przemilczę to, że Procox nie zadziałał, a o zapaleniu jelita to my wiemy od dawna... pytanie tylko skąd to zapalenie

Taką diagnozę to mi pierwsza wetka postawiła za pomocą sprzętu do badania ucha, jaki włożyła Tosi delikatnie w pupkę. I po to męczyłam kota kolonoskopią?

Napisałam maila do tego doktora, ale skasowałam... ale jutro znowu do nich zadzwonię...
Dziś sobie już popłakałam, a teraz mam ochotę kogoś w paszczę walnąć...