Dawno nie pisałam ale nie mogłam wszystkiego ogarnąć. Trudne to jakoś się zrobiło, chyba bardziej niz było.
Sytuacja na dzisiaj.
Sonia (tak ma na imię suczka) chyba "kończy" rujkę - idziemy z tym do weta gdy skończę pisać. Minęła ta sobota a Sonia w dalszym ciągu jest w kojcu.
Dlaczego?
Tak to było ...... muszę napisać co działo się 2 tygodnie temu gdy miałam wieźć 3 psy do Ciapkowa.
Ponieważ nie mogłam zapakować wszystkich 3 na raz - zupełnie niewykonalne jak dla mnie, jeśli ktokolwiek to potrafi bez specjalistycznych klatek to kłaniam się nisko, ja nie dałam rady i zdałam sobie sprawę z powagi gdy zaczęły warczeć i poczułam zęby na nadgarstku.
Więc w tym momencie wiedziałam, że tego nie dam rady zrobić. Zadzwoniłam do osoby, która bardzo zaangażowała się w tą akcję - tak to wyglądało. Decyzję podjęłam w ciągu chwili - więcej czasu nie miałam - biorę Sonię i wiozę do koleżanki z młodości, wielkiej miłośniczki zwierząt, która przez wiele, wiele lat samodzielnie z wyłącznie prywatnych swoich funduszy ratowała różne biedy. Piszę ratowała ponieważ od paru lat tego nie może robić na taką skalę jak by chciała i mogła. Ale mimo to wciąż pomaga tylko nie tak dużo jak wcześniej. Dobrze....koleżanka zgodziła się udostępnić kojec po swoich 5 psich biedach - od kilku lat stoi pusty, bo biedy odchodziły a nowych nie mogła brać, chociaż aktualnie ma 4 psy u siebie i 3 w innym miejscu (sunia i szczenięta). Ciężko konsultowała z rodziną .... 2 tygodnie kojec jest dla Soni. Tylko u weta okazało się, że Sonia krwawi, jest w rujce, pierwszej rujce bo to bardzo młody pies 8-9 miesięcy i sterylki nie można zrobić bez krzywdy dla niej. Koleżanka nic nie powiedziała na swojego wyjącego w domu psa - suka w ruj na tej samej posesji, domyślacie się co to znaczy. Nawet słowem nie wspomniała, że jej pies mieszka w garażu z powodu rui a ja nie sterylizuję Soni - nie taka była umowa. Ale nie obawiałam się, ponieważ osoba zaangażowana w ratowanie suczki w chwili gdy decydowałam, że biorę ją z pola (miała rozdęty brzuch - miałam podejrzenie, że jest szczenna, okazało się, że była spuchnięta i rozdęta od strasznego zarobaczenia) zadeklarowała, że po 2 tygodniach sunia jedzie do niej na dt - wiedziałam, że tyle przetrwam na przysłowiowym jeżu. Tak samo deklarowała dt gdy okazało się, że Soni nie można sterylizować - było ..... biorę ją i szukam jej domu. W pierwszym tygodniu telefony jednak umilkły.... nie niepokoiłam się tym - jestem cierpliwa i rozumiem, że ludzie mają też inne sprawy na głowie ..... ufałam słowom. W końcu drugiego tygodnia zaczęłam dzwonić i okazało się, że deklaracja jest bez pokrycia ponieważ rodzina jest przeciw nawet przechowaniu Soni, a osoba nie sprzeciwi się. Przyznam się, nie byłam miła ani grzeczna, powiedziałam, że zostałam oszukana i .... parę innych rzeczy też powiedziałam - po prostu jak się czuję w tej sytuacji, nerwy mi trochę puściły z czego nie jestem dumna. Była sobota godzina 14ta a ja nie miałam co zrobić z psem. Popłakałam, pomyślałam i ...... znów pojechałam do koleżanki - ona nie rzuca słów na wiatr i potrafi realizować swoje pragnienia i marzenia. W końcu rodzina to kompromisy i szacunek dla wzajemnych pasji - ja nie przeszkadzam tobie a ty mnie bo....... kocham i szanuję, a Twoje dobro i szczęście jest również moim itd....... po prostu postawa wzajemności (nie muszę pomagać ale też nie przeszkadzam bo rozumiem Twoje pasje, chęć pomocy innym nawet gdy to są zwierzęta). Powiedziała, że pomyśli i zadzwoni. Wzięłam Sonię do samochodu bo przecież obiecywałam ją zabrać, ale koleżanka powiedziała, żeby została do czasu decyzji. Zaczęłam czekać na odpowiedź koleżanki - nie miałam siły pisać, czytać, wyjaśniać - miałam poczucie, że to nie ma sensu. Po południu dostałam sms od Carach, że jest transport dla Soni do Ciapkowa, ktoś przyjedzie w poniedziałek po nią - od soboty do poniedziałku dużo czasu jest. Nie pytałam Carach skąd takie działania - domyślam się, że dostała telefon, mail'a czy co tam, że się zdenerwowałam i byłam niemiła - od jakiegoś czasu Carach delikatnie wycofała się ze sprawy niejako ustępując miejsca osobie mocno zaangażowanej. Nie dziwię się w ogóle temu - też bym tak postąpiła. W każdym razie na poniedziałek transport był zorganizowany. Lepsze to niż ulica.
W niedzielę ok 17 tej dostałam odpowiedź od koleżanki, że Sonia może zostać w kojcu do końca maja - czyli na czas sterylki, rekonwalescencji i szczepienia. Jest to też sporo czasu na szukanie jej domu. Koleżanka obserwowała Sonię przez ten czas i widzi to samo co ja - Sońka gdy nie jest "wybiegana" dostaje głupawki - dosłownie. Ona oszaleje w klatce 3x4 przy opcji spaceru raz na tydzień. A Sonia ma wspaniały charakter. Jest łagodna, spokojna, potrafi szczekać bo obszczekiwać zaczęła osoby za płotem - tam jest osiedlowa uliczka- ale jest to obszczekiwanie typu: chodź do mnie,
zobacz tutaj jestem, pobawimy się, no zobacz mam piłeczkę, chodź pobiegamy.....
Na teraz - Sonia za chwilę idzie na ogląd do weta, zaplanujemy datę sterylki (wet stwierdzi co z rują - ja uważam, że to już koniec za chwilkę będzie, jeśli nie już jest).
Z tego co wiem Carach stara się zorganizować miejsce dla chociaż jednego psa z pola - w tą sobotę były dwa na polu- te co na początku były, czarnego nie ma. Karmiłam je, zrobiłam zdjęcia ale niestety nie mogę z telefonu ich ściągnąć - komp nie widzi mojego telefonu pomimo, że mam sterowniki do tego - tak jest już czas jakiś i nie wiem o co chodzi. Jedno zdjęcie wysłałam Carach.
Tak to jest na dzisiaj.
Jestem bardzo zmęczona tą sprawą. Najpierw fb i różne niefajne rzeczy, później dogomania i równie dziwne rzeczy

teraz to.
Mam prośbę, niech osoby, które "płyną" na "porywach serca" a nie na decyzji, nie mieszają już więcej. To strasznie męczące jest. Strasznie dołujące jest. Frustruje i odbiera energię. Reakcja emocjonalna zwykle szybko się kończy (endorfiny przestają działać), pozostaje po niej niesmak a czasami też problem. Tak nie można - jeśli kierujesz się emocjami, opatrz je tez decyzjami, decyzjami podpartymi faktem. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. W pomaganiu liczą się tylko fakty.
Jeśli kogokolwiek moja wypowiedź zbulwersowała......trudno. Nie przepraszam za szczerość. Napisałam fakty oraz podzieliłam się swoja opinią (proszę nie mylić z oceną) - opinią.
Mam jeszcze jedną wielką prośbę - proszę o opinie w tej sprawie. O pinie - nie o oceny. Z góry dziękuję.
Teraz co do finansów.
Dostałam łącznie 400zł.
20zł - robale i pchły (zamieszczone)
20zł - obróżka (całkiem pyszczkowa

) zamieszczone
8,90 - szelki, Sonia nie bardzo chce chodzić na obroży, boi się trochę, stąd pomysł szeleczek dzisiaj je przetestujemy

...................- szelki zreklamowane kasa wróciła .....
chyba 97 zł ( nie pamiętam) sucha karma dla Soni
na bieżąco mięsko drobiowe głownie, bo cena rozsądna
twarożek znika w tempie ekspresowym ale tego nie policzę ponieważ nie brałam na oddzielne rachunki i .... trudno
z grubsza wychodzi 150-160zł. Sterylka wyceniona jest na 240-280zł ale muszę porozmawiać z Szefem.
Wszystko wymienione będzie zamieszczone - pewnie jutro znajdę trochę czasu.


Koleżanka podkarmia panienkę (złapana na gorącym uczynku

) gotowanym jedzonkiem dla swoich psów - uważa, że jest najzdrowsze czyli: mięcho, podroby i płatki.
Idę do weta.