
współlokator patrzy na mnie jak na idiotkę bo siedzę przed komputerem i dostałam napadu śmiechawki
U mnie rok temu w Nysie w domu była akcja po prostu niczym z W11. Mieszkam na ślepej uliczce, pełno podejrzliwych dziadków/babć dookoła. Mieliśmy Psotkę już jakiś czas i "nadejszła wiekopomna chwila" - pierwsza rujka. Akurat jakoś tak wyszło, że byłam wtedy poza domem, a tata z powodu tych wielkopostnych gorzkich żali zabrał kicię do swojego warsztatu w garażu - majstrował tam sobie, a ona łaziła i...no cóż śpiewała. Ale cóż to był za śpiew! Od piano do forte, nawet modulacje były - ogólnie rzecz biorąc słychać było ją na ulicy i sprawiała wrażenie jakby jakiś sadysta obdzierał ją ze skóry.
Dziadkowie, którzy nie mają nic do roboty poza siedzeniem w oknie i komentowaniem mnie i "mojego gacha, który do mnie jeździ rowerem", stanęli na wysokości zadania - chwilę potem przyjechał radiowóz, straż miejska i pytają mojego taty dlaczego katuje biednego kotka?! Zajęło mu sporo czasu, żeby im wytłumaczyć że on nie katuje jej, tylko ona jego
Nie mniej jednak pozostaję w głębokim podziwie dla sąsiadów - nie pozostali obojętni
