Nie wyspana jestem. Mała glista, Tosia wisiała całą nockę na mnie upominając się o uwagę. Dość natarczywie się upominając. Jakby lepiej z nią...aż boję się to pisać. Trunia też jakby lepiej ale cały czas mniej sprawna. Kulała na prawą łąpcię i zamartwiałąm sie czy to nie kalici.Ale przypomniałam sobie, że na szafkę kuchenną wskakiwała i zsunęła się uderzając w wysuniętą szufladę. Mam nadzieję,że to tylko to. Obie latorośle stawiły się na śniadaniu.
Żwirek zdziczał nam przez te ostatnie zawirowania w domu. Nasza nerwowa atmosfera domowa udzieliła się i jemu. Nigdy wylewny nie był ale teraz zdecydowanie źle nas widzi. Przyjaźni się z Tosią najbardziej. Żwiruniek jest lubiany przez kociastych bardzo. Nawet Lila mu łepinkę myje. Ale martwi mnie to jak na nas się zamknął. Nawet już do mnie nie przychodzi. Za dużo się działo, za dużo kotów...
Topinek w swej miłości do nas lekko sie wycofał. Okrzepł i uważa,że słusznie mu sie wsio należy. Apetytu nie stracił. Choć dziś pałała świętym oburzeniem bo otwarta puszka Bozity okazała się być pasztetem. A on nie traci zębów na takie wymyślne dziwadła. Lila była tylko zadowolona. Z paszetów to tylko Animonda i...nasza kanapka pasuje.
Dostaje ketokenazol na grzybka i jest zdecydowana poprawa. Prawie mu pół głowy wyżarło paskudztwo. Maść już nie działała.
Dziewczyny dostają uodparniacze. Trunia sama tabletkę spożywa

Tosia jest dobrowolnie pasiona

Ależ obie są pyskate. Zaczynaja powolutku dogadywać się.
Dzikunki dziś prawie w komplecie. Nie przyszła bura Bunia. I martwi mnie to bardzo. Za to posesjowa siedzi od kilku dni i czeka na posiłek. Od kilku tygodni czarnego amancicha nie widuję. Chory był.
Sikawkowi działają. Pralka i ściera też.
Dzień jak co dzień.