Młody ma całkiem dobrze, a nawet bardzo dobrze. Trochę zwady jest z rezydentem i mały Jazz ucieka do klatki. Ale ogólnie z dnia na dzień coraz lepiej.
Z Carmen (tak dałam jej na imię) zdrowotnie jest dobrze, ale ona nie może tam dłurzej zostać. Znów miałam rozmowę - tym razem na schodach klatki. Jest jak jest. Po kilka razy dziennie wchodzę na pocztę, nosze telefony przy sobie (jak nigdy). I nic. Jeden konkret to dziewczyna, która ma filozofię kota wychodzącego bo te trzymane w domu sa depresyjne i dziwne jakoś. I na tym koniec. Jak dotąd.
No tak... znowu komuś przeszkadza kotek w piwnicy Piękne imiona! Cieszę się, że uratowany ze śmietnika Jazz dobrze trafił A z Carmen też w końcu się uda!