tfu, ściany kujom.
Bo łazienkie robio.
I już dość tego remontu majo......
baaaaczność, pobudka, kto się stęsknił, ten trąba!...
nie wiem, na ile mi jeszcze baterii w zadku zostało, bo ta wiosna, ahhh, ta wiosna rozbestwiona, co tak obficie dziś szafowała szokującymi temperaturami rzędu AŻ 10 stopni w plusie - chyba mnie jakoś rozłożyła. W każdym razie z lekka zdycham, żołądkowo. A jest to stan, który mi włącza wyjątkowy autolabidzizm, bo gdy złapię jakąś zwykłą influenzę, to przynajmniej pocieszam się smacznym jadłem. Zaś gdy wariuje mi la trawiata, czyli układ pokarmowy

I lipa, panie ludzie, lipa....
O, lipa, swoją szosą, to mogłaby już zakwitnąć.... Kocham zapach kwitnących lip.
Albo może jednak nie, bo to by znaczyło, że już czerwiec/lipiec i zaraz jesień idzie...
chwila, ale co to ja miałam zrobić.....?
aha! odpiąć narty!...
tego...
co to myśmy.....
O!!
Przeprowadziliśmy się!!!
Jak tu upchnąć w kilku zdaniach minione miesiące?...
Było źle, a nawet jeszcze gorzej.
Zadłużenie w ADM, brak pracy, kłody pod nogi gorzej niż w tartaku, strach przed jutrem....
Zacięłam się jak mauzer i dopięłam swego.
W listopadzie ubiegłego roku udało mi się wreszcie zamienić mieszkanie na mniejsze, z o wiele mniejszym czynszem - zeszłam z 55 m2 i 700 zł czynszu na 38 m2 (ale użytkowej 23 - poddasze z mnogością uroczych schowków i zakamarków) i 150 zł...
Na pewno spadłam ze standardu - nie mam miejskiego gazu, nie mam c.o, łazienkę i kibelek trzeba robić od podstaw, bo w wyniku różnych okoliczności moi zmiennicy korzystali z tych dobrodziejstw w naprzeciwległym mieszkaniu teścia.
No i stąd ten remont, a właściwie sraczka mentalna, przemarsz wojsk i pożar w burdelu w jednym.
Cośmy wywlekli z opróżnianego z wielowiekowej warstwy śmieci poddasza, słowa nie opiszą, pióro nie przekaże...
Dziada z babą brakło, bo już np wielka wpip kamienna kula, wieńcząca zapewne kiedyś jakiś mur, owszem, się znalazła w kącie strychu. Wielce tajemnicza butelka z lanego szkła z wtopionym motywem czaszki z piszczelami też się znalazła.... Na szczęście bez zawartości.
I oraz liczne flaszki po wódzi, bo poprzedni remontowcy kładli ściany jak się paczy - a jakże...
Koty - jak to moje kochane Koty, kolejną naszą przeprowadzkę zniosły ze stoickim spokojem. Jedynie Polcia, wpuszczona do nowego mieszkania...
...zgubiła się w przestrzeni i rozdzierająco a wyraźnie onomatopeicznie jęła wołać "MIAU!! MIAAAAU!!" - i dopiero pogłaskanie Koty i wstawienie jej do kuwety wyłączyło syrenę....
śmieszny, acz dość gorzko, jest fakt, że w tym mieszkaniu, gdzie mam ciepło, o ile sobie sama napalę w piecu (centralny piec w kuchni, rozprowadza gorącą wodę do bojlera i do grzejników w każdym pomieszczeniu) - nie marzłam ani na jotę tak, jak w zeszłym sezonie zimowo-grzewczym w poprzednim lokum, z c.o :/
przy tamtejszych, nieszczelnych drewnianych oknach miałam w chacie... 16 stopni. Ząb na ząb nie trafiał, kąpiel była wyczynem na miarę podgrzania łazienki farelką.
A tutaj - trzy porcje węgla, ciut drewna i mam 25-27 stopni, nawet w minione mrozy, a przydzwoniło nimi w Bydgoszczy nienajgorzej...
Nieźle wychodzi też oszczędność gazu (butla podpięta do kuchenki), bo przy takiej samej ilości pichcenia jak poprzednio, jadę na jednej butli od 22 grudnia.
Czyli finansowo można nieco odetchnąć...
A to również z powodu pracy.
Z tym w ogóle była niesamowita historia ;>
Latem ubiegłego roku, będąc już całkiem zamotaną w problemy, poprosiłam o poradę znajomą dziennikarkę. Ta zaś - nie tylko poradziła mi co i jak próbować zrobić, ale też wysmażyła dwa smaczne artykuły do swojej gazety, po których znienacka dostałam pracę... i to z niebagatelną protekcją

artykuł otóż przeczytał wiceprezydent Bydgoszczy i rozsierdził się do MOPS-u (z którego zaskakująco sprawnej pomocy dane mi było skorzystać), że co to za porządki, że obywatelka w kłopotach, a MOPS co? No, MOPS przeca pomógł, ale okazało się, że na szczęście nie o take pomoc chodziło panu wice ;>
Pan wice ni mniej, ni więcej, tylko sprawił, że dostałam pracę w bydgoskim DPS-ie

Czyli ośrodku/domu pomocy społecznej.
A wyglądało to tak:
pojechałam "z polecenia" do szefowej MOPS-u, ta zaś skierowała mnie właśnie do DPS-u.
"bo jest praca, niech pani jedzie i powie, że to od nas"
Tym sposobem, pewnego dnia u schyłku sierpnia, przypinałam rower pod bramą DPS-u i wyciągałam teczkę z cv, gdy wtem...
na świeżo umytą łepetynę naptakała mi kawka!!
Zbyt zdziwiona, by zakląć, starłam guano z głowy i weszłam do biura, by 15 minut później wyjść ze skierowaniem na badania lekarskie w garści

i niech mi ktoś będzie wciskał, że opsranie ptakiem to nie jest na szczęście, no niech tylko! ;>
W taki sposób, powoli i spokojnie, przez zimę stanęłam nieco na nogi - pod wieloma względami.
Teraz zaś spokojnie zbieram się do sezonu letniego, mając w planach to, co marzy mi się od momentu zjechania do Bydgoszczy półtora roku temu:
powrót do Zielonej Góry i dalsze działanie w sferze turystyki.
Pomysłów i planów jest wiele...
I wiele nadziei na ich spełnienie.
A Koty?
a Koty, oczywiście, są nieodłącznym i cholernie ważnym elementem mojego życia, gdziekolwiek bym nie wylądowała....
Jak widać na załączonym obrazku, Nocunio dość regularnie chodzi do kina


I oczywiście, nadal ze wszystkich kocich leżanek, łóżko Dwunożnych jest najfajniejsze ^^

chociaż Piksunia mimo wszystko preferuje splendid isolation ;>

A to w sumie dziwne - przecież mój TŻ nie chrapie ;>
Pola potrafi całkiem stracić głowę dla męskich ramion....
zwłaszcza dla włochatych ;>
(choć miewa czasem chwile, gdy włącza się jej podwójna, a być może wręcz wielokrotna osobowość i żałośnie rozpacza, gdy się ją głaszcze. Zdaje się, że prawdopodobny upadek, jaki mogła zaliczyć w nieznanej nam przeszłości, coś poprzestawiał w tym czarno-białym łebku, który ni stąd, ni zowąd potrafi się zupełnie pogubić w rzeczywistości)


- to zdjęcie posiada specjalną, czarnopoduszkową dedykację dla Rakei ^^
No a wczoraj zdybano mnie na sypianiu z czworonożnym przystojnym brunetem... czego nie omieszkał zdokumentować dwunożny przystojny brunet ;P

(swoją szosą - nie przypuszczałam, że tak się idiotycznie uśmiecham przez sen :/)
....oho - kontrolki nam się palą na żółto, co oznacza:
a) reakcję organizmu po dwóch kubkach mocnego ahmada;
b) informację, że zaraz zapalą się kontrolki czerwone i system zdechnie.
System Marta wersja 1.0 gotów do odpalenia fali dźwiękowej, na jeden... dwa...trzy....
ziew.
Zzzzzz.........

...ciekawe, czy zdążę jeszcze dojść do wc? ^^