Dziamdziak kiedyś nazywał się Baron, i prawie 3 lata temu trafił od elbląskiego schroniska. Już wtedy tam nie pracowałam, ale czasem przychodziłam po koty na tymczas i w ten sposób Barona zobaczyłam trzęsącego się i kryjącego pod łóżkiem polowym w kociarni.
Został on oddany do schronu przez właściciela. Był bardzo grubym, dorodnym domowym kocurkiem.
Niestety, okazało się, że przez 2 tygodnie pobytu w schronisku nic nie jadł. Po prostu siedział nieruchomo pod tamtym łóżkiem i usiłował umrzeć. Schudł 2 kilo przez ten czas i już było marnie, bo dodatkowo przyplątały się do niego jeszcze wirusy itd.
I wtedy na ogłoszenie o pewnej starej koteczce, którą miałam na DT odpowiedziała bardzo miła pani. Od razu opowiedziałam jej o Baronie. Następnego dnia pani ta zjawiła się w schronisku i zaadoptowała Barona- Dziamdziaka. BYł w stanie niemalże agonalnym- weterynarze z trudem go odratowali- długotrwałe leczenie infekcji, kroplówki, karmienie na siłę itd. Typowa schroniskowa depresja, która zwykle u takich kotów kończy się śmiercią.
Kotek w nowym domu długo przeżywał jeszcze zmianę, ale w końcu po kilku tygodniach bardzo pięknie się przyzwyczaił i od tej pory jest cudownym, bardzo przytulnym, nakolankowym, wręcz przylepnym i natrętnym pieszczochem.
Jest zaszczepiony, wykastrowany, itd.
Jeden problem- ma kryształy w moczu i bezwzględnie musi jeść tylko i wyłącznie karmę Urinary.
Tak się stało, ze pani dostała pracę w USA i za tydzień wyjeżdża. Na ten moment firma wynajmuje jej hotel, w którym nie można trzymać zwierząt, więc sytuacja Dziamdziaka jest bardzo trudna, bo potrzebny jest bardzo, bardzo pilnie DS lub choćby DT.
Pani oferuje kupno karmy Urinary na bieżąco, jeśli tylko ktoś go przygarnie.
Kotek lubi inne koty, świetnie dogaduje się z dziećmi. Ma 4 lata
Potrzebny tylko dom...
Jeśli znów trafi do schroniska, to raczej można się pożegnać już z Dziamdziakiem.



