W zasadzie bez zmian - dlatego nie pisałam (plus wczoraj ponosiłam konsekwencje przekroczenia diety). Je chętnie (najbardziej lubi kurczaka i animondę, bozita może być, żołądki tak sobie a sparzony mielony indyk jest niejadalny. Miałyśmy się wczoraj focić ale nie wyszło, dziś powinno się udać

.
Fionka odrasta tam gdzie była wygolona i tam gdzie się wylizała (?) ale strasznie pomału. Nie wiem ile zajmie jej sierści odrośnięcie do normalnej długości. Co dziennie 2-3 godziny spędza w pokoju, w nosidełku na moich kolanach. Obwąchują się z kotami, ale nie było ani łapoczynów, ani warczenia, ani lizania się ( i dobrze w sumie).
Wczoraj koty potłukły mi kubek w trakcie tego jej "werandowania" więc zostawiłam ją w nosidle na chwile na łóżku i poleciałam wywalić skorupy, żeby nikt się nie pokaleczył. Jak wróciłam te 25 sekund później kicia stała w nogach łóżka kombinując czy przejść czy też nie na wiklinową skrzynię z rzeczami medievalnymi

. Tak że jak chce to chodzi bardzo szybko nawet po "niepewnym" (bo miękkim - pościel) gruncie. Na szczęście nic się nie stało, ale następnym razem zatrzymam pralkę i ją dam do łazienki nawet na te kilka chwil, bo jeszcze coś się stanie.
I tak sobie żyjemy spokojnie - siku jest, kupka też, zastrzyki z nivalinu takoż, olej już nie jest tak chętnie jedzony, ale jednak; laktuloza raz dziennie, przemywanie ranek rivanolem 2xdziennie. Tak że Nihil novi sub sol.