Dzisiaj musiałam jechać do weta na cito, bo Franuś w nocy rozwalił cały opatrunek

za wcześnie go pochwaliłam, że taki grzeczny i opatrunkiem się nie interesuje, no to się zainteresował

Krew się lała, strzępy opatrunku dyndały na łapce i to wszystko co się zagoiło przez te dni zostało rozpaprane i wyglądało koszmarnie. Pan doktor założył nowy opatrunek, jak długo się utrzyma trudno przewidzieć, czy przetrwa dzisiejszą noc.
Bo Franuś to jest kot, który prowadzi bujne życie nocne. W dzień jest grzeczny, siedzi, śpi, czasem przegoni jakąś myszę, a w nocy... wstępuje w niego diabeł. Najgorsze jest to, że nie jest jeszcze wykastrowany i widać, jak hormony buzują w młodzieniaszku. Rozmawiałam dzisiaj z wetem, czy można by go już wykastrować, ale doktor kazał się jeszcze wstrzymać, bo jeżeli będzie potrzebna operacja to chce to zrobić za jednym zamachem (czyli jedną narkozą).
Za to zrobiliśmy dzisiaj testy FeLV/FIV (oba ujemne

). Chłopak pcha się "na pokoje" i ostro protestuje za zamkniętymi drzwiami sypialni, to już teraz może dostąpić zaszczytu bywania na salonach
Francesco majstrujący przy opatrunku
ja coś majstrowałem?
ja?
