Jestem po dłuższej przerwie. Weekend miałam bardzo zajęty - łącznie z pieczeniem szarlotki (mój tata wpadł na pomysł zaproszenia znajomych na kawusię, a sam o pieczeniu nie ma zielonego pojęcia. No ale od czego jest córeczka

).
W piątek pojechałam z całą dwukotną menażerią do rodziców. Ofelię było w miarę łatwo złapać i spakować, ale za Małą Czarną naganiałam się po całym domu. Śmigała jak lampart i antylopa w jednym! W końcu się udało i pojechaliiii! Ale z tego wszystkiego zostawiłam w domu komórkę. Miałam dać znać tacie, o której dojadę, i nie miałam jak. Jakoś się dowlokłam z menażerią - jedna na plecach, druga na kółkach, mój bagaż pod pachą. Tata miał "genialny" pomysł pozbycia się Małej Czarnej - rozgłosił wszem i wobec że jest kot do wzięcia no i zgłosiła się jakaś babka. Miała w niedzielę wpaść obejrzeć kota. Niebo jest po mojej stronie - okazało się że babka chce kota, ale jej mąż się nie zgadza, więc oględziny się nie odbyły

. Tata jeszcze nie rezygnuje

. No fakt, Carmen się niezbyt popisała. Co prawda chwilami dała się pogłaskać, zwłaszcza za pośrednictwem kąska jedzonka (przez żołądek do serca

), ale czyniła usilne starania, coby umniejszyć stan zakwiecenia domu. No i zyskała nową ksywkę - "małpa". Po tym, jak wskoczyła na kwietnik - taki słup do sufitu z półkami na kwiaty - i zaczęła się wspinać ruchem podskocznym w górę. Nie wiem jakim cudem nic nie strąciła - i całe szczęście, bo skończyłaby jako dywanik. Tatę co prawda ominęły główne atrakcje, bo na noc zamykał drzwi do pokoju, natomiast moja głowa stała się elementem kociej trasy biegowej. Jak mi któraś depnęła na oko, to zastanawiałam się, czy dostałam tylko łapcią, czy łapcią opazurzoną. Ale doszłam do wniosku, że jakby to był pazur, to by bardziej bolało.
Teraz wreszcie znów jesteśmy na włąsnych śmieciach. Koty zajadły stres podróży i odsypiają pracowity "łykend". A ja mam chwilę dla siebie.
PS. W pociągu Carmen trochę się denerwowała, chwilami szarpałą się w torbie. Ofelia od razu reagowała niespokojnym miauczeniem. I niech mi ktoś powie, że one się nie "koffają", to ze skóry obedrę
