Wsadzenie obecnie Mili do transportera to nie lada wyzwanie, ona się nigdzie nie rusza i koniec. Zresztą tak samo z wyciąganiem, u weta została wręcz wytrzęsiona.
Myślę, że ona zbyt wiele razy zmieniała miejsce, uważam że i tak sobie z tym świetnie poradziła.
Oglądam często "Kota z piekła rodem" i zawsze się śmieję, że Milusia to jednak oaza spokojności. Czasami wysyła sprzeczne sygnały, mruczy, ociera się, a potem chce mnie użreć. Jednak jest to coraz rzadsze i ataki nie powodują już konieczności opatrywania ran

Ona uwielbia człowiekowi towarzyszyć przy codziennych czynnościach, ale nie robi tego nachalnie.
Dzisiaj Milusia odzyskała swoje włości. Mała czarna, jak się okazało Luna, została odstawiona do swojego domu. Zgubiła się, podobno nigdy wcześniej nie oddalała się od ogródka, a tu psikus. Boję się o nią, jest wypuszczana niby w spokojnej okolicy, ale obok jest park gdzie ludzie spuszczają psy, niedaleko ruchliwa droga. Według mnie ma świerzb, oczywiście nie szczepiona

Bardzo się zdziwiłam jak pani powiedziała mi, że jest u nich od lata. Czyli ma minimum 9 miesięcy. Dałabym sobie rękę uciąć, że nie ma nawet pół roku. Była dwa razy mniejsza od mojego 7 miesięcznego Mikiego. Tłumaczyłam kobiecie, że w takim razie mała może zaciążyć, a sama przecież wygląda jak kociątko, że trzeba ją zaszczepić i lepiej nie wypuszczać, nie wiem ile do niej trafiło. Podobno mają jeszcze jedną kotkę, wysterylizowaną. Przepraszam, że tak zaśmiecam, ale muszę się gdzieś wyżalić, bo ciągle nie wiem czy dobrze zrobiłam oddając im kotkę. Z drugiej strony nie miałam prawa jej zatrzymać. Mogłam tylko próbować tłumaczyć i uświadamiać.