zuza pisze:Opowiadaj! I co Mel na to?
Ano właśnie...
Mel złodziejowi zazdrościł...zapewne.
Dziś w ramach obiadu wykonałam kurzęcą wątróbkę.
Ani Amelia , ani Fio nie są fankami.
Ameczka polizała dokładnie kawałek, a Fionia po obwąchaniu się obraziła. Na wątróbkę , że jest taka...nieelegancka i ona- Fio- jeść jej nie będzie...bo NIE!
Ale jeden osobnik wątróbkę lubi.
On WSZYSTKO lubi, a czego nie lubi to znowu-uwielbia.
Oczywiście dostał resztki wątróbkowe i troszkę do spróbowania. Nie za wiele bo chyba jest na kurze uczulony.
Po dokładnym wylizaniu miski, ściany obok miski oraz podłogi wokół tejże miski wszczął poszukiwania w kierunku tzw. "JESZCZE".
"JESZCZE" polega na staniu z miną kota POŻAŁOWANIA GODNEGO , bezgłośnym otwieraniu dzioba jakby się chciało miauknąć ale przeszkadza kula smutku w gardzieli...i wyglądaniu jakby się nic a nic nie dostało...
Taaa...nasz Leoś to kawał aktora, po prostu -Szyc w perskim futrze!
I nie tylko aktora.
Odkąd go zastałam z przejęciem wylizującego talerz po sosie pomidorowym (pomagał sobie łapką ...) to już wiedziałam, że mamy ŁASUCHA w domu.
Wątróbka po opłukaniu i wstępnym obrobieniu wylądowała w mleku na talerzu i
se stała. Całkiem niewinnie jak to tylko wątróbka stać potrafi.
Małż (młodszy podkuchenny) obierał ziemniaki a MK (starszy głodomór)kręcił się
w temacie głodu po kuchni.
Kotkins obierał jabłka.
I naaaagleee...Leoś podjął dramatyczną decyzję.
Z odbicia z podłogi (!) wskoczył na szafkę, złapał płatek wątróbki i efektownie zeskoczył . Wszyscyśmy oniemieli , gdyż:
- po pierwsze NIKT z nas nie spodziewał się po przyciężkawym grubasie takiego skoku...
-.... po drugie NIKT z nas nie spodziewał się ,że KTOŚ ukradnie nam naszą obiadową wątróbkę i to na surowo!
Leon wydarł do pokoju powiewając z paszczy płatem wątróbki i pokapując mlekiem.
Cała rodzina oraz zaciekawiona acz nic nie rozumiejąca Amelka ruszyła za nim.
Oczywiście pędziliśmy z ciekawości jak też nasz osiołkowaty synuś poradzi sobie z tym wątrobowym problemem.
Nie doceniliśmy Leona.
On sobie poradził.
Od czego w końcu ma NAS?
Po wejściu do pokoju nasze łakome kochanie odwróciło się, wypluło
swoją wątróbkę i popatrzyło nam przejmująco w oczy:
-Miauuuu....- wyjęczało rozdzierająco- Pokroić??
I
popaczyło na nas z całym persim bólem istnienia .
- Nooo taaaak...-westchnął Małż - Ukraść to umiemy...ale pokroić to już nie!
Faktycznie- Leoś najbardziej plaskaty z persiastych samodzielnie takiego "upadłego" i przylegającego do podłogi płatka wątróbki by nie podniósł. Bo plaskaci nie potrafią nijak oderwać od powierzchni płaskiej czegoś, co do niej przylega.
A już podzielenie tego...przekracza jego możliwości pod każdym względem.
Wątróbka została zabrana i sprawiedliwie obdzielona między Mela i śmietnik.
Zuodziej dostał swojego
łasusia, akurat Kotkins przydźwigał świeżą dostawę.
Cóż...są tacy, którzy mówią ,że "persy to koty jak inne".
Może jakieś inne persy.
Może persy , które żyją u kogoś w kolonii karnej potrafią oderwać przylgniętą do podłogi wątróbkę...?
Może persy , które jak nie zjedzą tego co mają w miseczce to nic innego nie dostaną choćby konały z głodu w końcu się przełamują i zjadają choć im nie smakuje...
Może...
Kotkinsowe persy nie wykształciły TAKICH umiejętności.
Nie musiały.
Jak to kiedyś powiedziała Neigh "bo nasze koty są takie
wykochane..."
U nas koty jeśli nie jedzą z puszeczki A to zaraz otwieramy puszeczkę B, a jeśli z B nie smakuje to...
U nas są jednostki takie jak Fio - całe życie je
mjenso odwrócona do mnie tyłem z miną obrażonej wielce księżnej udzielnej- są szczególnie poważane i chronione.
Może dlatego ,że koty kotkinsowe (i nie tylko...) są po to ,żeby je kochać i nic poza tym?
Grosza domowi nie przysporzą, przeciwnie- koszty robią.
Trochę jak z dziećmi...
Dzieci matki i ojcowie kochają różnie.
Czasem mądrze , czasem głupio a czasem-wcale ...tych mi najbardziej żal.
Kota mieć może każdy- ale czy każdy powinien..?
(Jakoś smutno mi się to skończyło- przepraszam Was Moje Drogie -zupełnie nie miałam takiego zamiaru- zasmucać przy i tak smutnej aurze "zewnętrznej". Hmm...ostatnio ktoś postawił komuś zarzut na forum :"rozpuściłaś swoje koty..."
Nie, nie mnie.
I nagle zdałam sobie sprawę, że nawet tu, na forum nie wszystkie koty mają takie życie jak te plaskate i nie tylko u nas.
Nie zawsze i nie wszędzie są "wykochane".
I jakoś smutno mi się zrobiło.
Ech...
Podobno wiosny ma nie być.
Od razu będzie lato...)
P.S.
Tymczaska się przeprowadza.
Muszę wkleić zdjęcia, wiem...juuutttrrrrooo....