
Wiecie co to? Wiecie.
To są kocie miseczki po kolacji. Z lewej jadł Albert, pośrodku jak zwykle Maruda. Odiś prawą powąchał i ledwie skubnął. Dziś nie lubi żołądków drobiowych, wczoraj bardzo lubił. Cóż, nie dziwne -koty tak mają...
Dziwne jest to, że nikt nie ruszył miski Odika. Nawet Żarłoczny Maruda Postrach Misek. Możliwości są dwie -albo chłopaki mają muszkieterski sznyt i honor, albo (co prawdopodobniejsze) wcześniejsze o godzinę wydarzenie tu zagrało.
Było tak.
Odik posuwiście przechodził wąskim przejściem obok sławnego narożnika. Albert napatoczył się kontrkursem. Miejsca było dość, pół metra między nimi, ale coś widać w spojrzeniu się nie spodobało. Mijające się koty wryło w podłogę i już wiedziałem -"rozpierducha po całości".
Odik usiadł wygodnie na swoich 1+1/2 tylnych łapkach, dodał solidne podparcie ogonem, uniósł się niczym atakująca kobra, (wysoko, bo długi jest) skrzeknął wściekle i zrobił wiatrak z przednich łap. Obydwóch. Lewa -prawa -lewa -prawa... W życiu nie widziałem czegoś takiego. Odiś?! Mój elegancki i dystyngowany Odiś wygląda jak rozrzutnik obornika?!
Albert wyewakuował się na oparcie narożnika jakby trochę zdziwiony -"tego jeszcze nie grali". Odik fuknął, wyłączył wiatrak, ziewnął i jakby nigdy nic poszedł za swoimi sprawami. On w ogóle nie jest inwalidą, udaje tylko.
Teraz spokojnie razem z Marudą drzemią w moim łóżku, a Albertos ma małego "szwunga". Czyli jest jak zwykle. Miski Odika na razie nikt nie rusza.
Z kotami jest fajnie, człowiek się nie nudzi.
