W niebezpieczenstwie to my bedziemy jak sie Kicia.Yoda obudzi.
Sytuacja jest bardzo malo komfortowa Kicia.Yoda na razie spi na biurku nieswiadoma, ze w jej lazience jest intruz.
Kota jest domowa jak nic, nie boi sie nic a nic, spokojnie zniosla mycie, ociera sie o nogi, mruczy, chce zwiedzac chalupe.
Ciec z osiedla powiesil oglosznie, mowi, ze nikt sie nie zglosil. Watpie by sam podjal inicjatywe i pytal mieszkancow, jak zwykle uwaza sie za poslednieggo pracownika, ktoremu nie wypada 'panstwu' przeszkadzac.
Porozwieszamy jeszcze w okolicy i u najblizszego weta. Ta kota jak sie nam wydaje byla juz widziana u nas, tzn Kicia.Yoda ja raz pogonila, a niedawno sasiadka z prawej (ci bardziej dbajacy o swoje psy) pytala czy nam sie Kicia nie zgubila, bo wlasnie ja widziala.
Jesli nikt sie zjawi do jutra, to nie wiem, po prostu nie wiem co robic. Wypuscic to niei jest opcja, zostawic tez nie wchodzi w rachube.
Echh, my to mamy ale szczescie do kotek w sumie to lepiej, ze to kotka a nie niekastrowany kocur.
Pewnie, skoro kota wychodzaca, to nikt sie nie przejmuje, ze kota nie ma w domu, ba, ze nie bylo go cala noc (jak nic siedziala na tym drzewie od wczorajszej nocy). Moze zacznie szukac, moze nie.
Na to bysmy my chodzili od drzwi do drzwi na osiedlu z plakatem i pytali czy znaja te kicie, nie mamy szans, ciec obcych, niezanonsowanych nikomu z mieszkancow, nie wpusci na teren.
Starwarsom zabralam ulubione miejsce spania
