Byłam wczoraj u Lusi!

Z początku nieśmiała, zainteresowała się moją torebką (gdzie smakołyki, ciotka!)

Lusia bardzo ładnie bawi się wszystkim, co ją otacza, nawet myszami prawie tak dużymi jak ona sama

Odwiedziła kuwetkę i zostawiła tam siusiu.

A potem hop do transporterka i pojechałyśmy do pani rehabilitantki na Chłodną. Iwonka, ja i Lusia.

Lusia wyglądała tak:

Trzęsła się ze strachu, biedna. Nie dziwię się. Tyle już ją pokłuli w dupinkę, zaglądali do pysia, uszu, wkładali termometr do... No, biedulka. Ale Lusiu, trzeba, bo wierzymy, że będziesz chodzić.

No dobra - skoro tak, to wyjdę. Ale tylko na chwilkę, rozejrzę się...

Potem Lusia zwiewała przed panią rehabilitantką, pewnie myślała, że będzie coś nieprzyjemnego...

...Tymczasem pani wyginała nóżki, badała nacisk mięśni - bo mięśni jednak Lusia troszkę używa! Pokazywała też jak robić ćwiczenia. Lusia ma ćwiczyć kocią jogę


Można było też sobie pobiegać, po tej fajnej podłodze, po której łapki wcale a wcale się nie ślizgają! To ci było... Musimy koniecznie położyć kawałek takiego linoleum na parkiet u pani opiekunki.

A potem to już trzeba było jechać do domu. Wizyta była późna, a jeszcze wszystko opowiedzieć pani opiekunce, wszyściusieńko! Wszystkie wróciłyśmy bardzo zmęczone.
