Uwielbiam jak ktoś opisuje kocie uczucia przedstawiając jakieś sytuacje przykładowe. Ja tak z mam z moją wolnożyjącą kocią rodzinką (niedługo już moją własną o ile się wszystko dobrze poukłada), mamusia i dwa kocurki, które są już takimi dość sporymi kocurkami (ok. roczne). Zacznijmy od tego, że kotka jest mocno nieufna i skrzywdzona przez człowieka, długo nie wiedziałam, że ma jakiekolwiek kociaki, dopóki mi ich nie podrzuciła, dosłownie, przyniosła pod klatkę. Z racji, że do domu ich wziąć nie mogłam zrobiłam im bezpieczną przystań w ogródku pod balkonem. Kicia do czasu kastracji przychodziła raz na kilka dni, wtedy dawała reprymendę dzieciakom co mogą a czego nie mogą, gdzie mogą chodzić a gdzie czeka ich niebezpieczeństwo, często też na swój własny sposób dziękowała za pomoc nad chłopakami. Po kastracji kotka zamieszkała z maluchami w ogródku. Kocurki zaczęły uczyć ją chillowania się i zabawy (ona dopiero po kastracji dała blisko do siebie podejść) a ona dba o maluszki, opierdziela je jak wychodzą na ulicę (czasem boksuje je po pyszczkach łapami

), krzyczy na nie jak idą za głęboko w las, nawołuje do jedzenia jak się gdzieś oddalą a ja np. idę z czymś smakowitym. Śpi z nimi, czyści je. No ciężko to opisać słowami.