Mimi pojechala. Pani wie, ze mac pilnowac jej jak wlasne dziecko a jakby cos nie tak bylo, to kicia wroci do mnie. Zadecydowalam, ze w mojej sytuacji nalezy zaryzykowac. Mieszkalam w bloku i przy ruchliwej ulicy w Bialymstoku, przy Waszyngtona 25. Od wyjscia z klatki schodowej byl tylko chodnik i od razy jezdnia. Bardzo ruchliwa ulica tkzw. przelotowa. Na 40 lat mojego tam zamieszkiwania tylko jeden kot zginal i to nie na jezdni, a pies rozszarpal go przy piskownicy za blokiem.
Jesli pani jest odpowiedzialna nie powinna miec z Mimi klopotu. Kicia u mnie wychodzila, ale tak naprawde to tylko przy domu na siusiu, a latem pogrzac sie na sloneczku. Posiedziala na slupku, pobawila sie troszeczke, na drzewo sie wspiela i wracala. Pilnowala sie bardzo. Jest mi szczegolnie bliska, bo ona jedna przezyla z piueciu rodzenstwa. Doszlam do wniosku, ze ona nie zna ruchu, gwaru ulicznego wiec nie odwazy sie wyjsc z mieszkania. A jesli nawet, to po kilku miesiacach kiedy juz sie opatrzy i bedzie pewna ze to jej dom, mysle, ze wyjdzie, ale sie nie oddali. Poprostu zaryzykowalam. Mam nadzieje, ze bedzie dobrze.
Tobie Agneska bardzo dziekuje za wizyte i za troske i rozumiem Cie na prawde, ze sie obawiasz. Ja nie bardzo mam wybor. Jestem chora, byc moze czeka mnie operacja, dluga rehabilitacja. Dziekuje Wam wszystkim zaangazowanym za pomoc z calych sił.











