MalgWroclaw pisze:Na pewno nic tej pani nie powiedziałaś. A jak nawet powiedziałaś, to nie pojęła, bo nie miała celu: "zrozumieć". Ludzie mnie najczęściej dobijają. Dziękuję za mądre słowa, które napisałaś w innym wątku, poproszona przeze mnie.
Masz rację, pani nie zrozumiała.Nie byłam nie uprzejma ale stanowcza. Nic nikomu do tego z otwockiej organizacji,że dobrze sobie radzę.Nic nikomu ile moich kotów dom znalazło i ile mam teraz. Nic do tego,że wzięłam "od kogoś" kota.
Nie dzięki nim sobie radzę.A to nie powinno być przedmiotem dyskusji i presji. Zaproponowałam rozwiązanie.Pani ma koty trzymać dopóki nie pójdzie do szpitala.Ma je w międzyczasie zaszczepić, odrobaczyć i umówić na zabieg korzystając z dobrodziejstw zniżek i talonów. Mają kociska mieć książeczki zdrowia. Niech szukają domów w między czasie.Wszak tam dostatek osób.Jak dostanie info o tym,że ma się stawić do szpitala a koty siedzieć będą nadal, to niech dopiero zadzwoni.
No...i zaczęło się jaka to ja jestem...
Ale dość o tym.
Małgoś nie masz za co dziękować. Babki żal a kota jeszcze bardziej.
Zasypane dziś wszystko. Śniegu po kostki.Sekutnik był ale nie dojadł. Albo ma dobrą metę albo chory. Ale on przemyka tak,że nie można go obejrzeć.Reszta głodna jak cholera.
Tosia szaleje.Nie ma czasu na tulanki.Musi chatę roznieść i koty ubić.Żwir dotrzymuje jej dzielnie kroku.Reszta unika jak może. W nocy Tosinka utulona na rękach mruczeć zaczęła.Jednak długo nie wytrzymała.Obowiązki demolkowe ją wzywały. Czasem w nocy popłakuje.Ale z reguły gania obijając się o wszystko.Lotnie wchodzi w zakręty,a że ma mała przyczepność to buksuje w poziomie na ścianach.
Kirusia napisała. Minęło 2 lata jak dom znalazła.Pamiętacie Kirunię? To pingwinia co została wraz z meblami wystawiona na śmietnik.Sąsiedzi z mojego bloku.Drugi jak ją dorwał dzwonił do nich z propozycją zawiezienia jej do nich bo myślał,że po prostu "zapomnieli". Danka bezczelnie podsłuchiwała.Jak tamci odmówili to przejęła kota.
Ma się świetnie, chyba aż za, ciągle próbujemy ją odchudzać ale bez
rezultatu. Widać jest z tych okrągłych kotków.. To znaczy, nie jest
gruba, raczej nabita i ciężka, masywna. Trzeba pilnować, bo swoją
porcję pochłania w mgnieniu oka, poczym odpycha Sabinkę i zjada jej
jedzonko
Kocha mleko. W przeciwieństwie do większości kotów świetnie trawi
krowie mleko (nie cierpi mleka dla kotów). Ponieważ oboje z synem
pijamy kawę z mlekiem, Kirucha bezbłędnie odróżnia puszkę z kawą od
tej z herbatą i kiedy któreś z nas robi kawę, jest już w pełnej
gotowości. Jeśli osoba robiąca kawę zapomni o nalaniu porcyjki mleka
do kociej miseczki, Kiri biegnie do drugiej osoby donieść o
niedopatrzeniu. W ogóle potrafi się upominać o swoje: jeśli ktoś z nas
będąc w kuchni rano zaniedba dania śniadanka, Kiri natychmiast
poinformuje o tym drugie z nas.
W ogóle Kiri są dwie; jedna ta codzienna, spokojna, dostojna i
opanowana, i druga, kiedy w kuchni pojawia się surowe mięso, a
zwłaszcza wątróbka. Wtedy zjawia się drapieżnik, pożerający wielkimi
kęsami krwawe ochłapy z dzikim charkotem w krtani...
Otwiera wszystkie drzwi. Jako jedyna ma to opanowane, więc kiedy
"włamuje" się do Marcina, pozostałe sierściuchy stoją w kolejce za
nią, żeby wejść do pokoju.
Słowem, jest super. Kirucha (mówie do niej Kirucha-Ropucha bo
skrzeczy, a nie miauczy), Kiri, Kirunia zżyła się z nami a my z
nią. Kiri raczej udziela łask; łaskawie przyjdzie na kolanka, zaokupuje
klawiatuę, posiedzi z pół godzinki i odejdzie, równie dostojnie (nie
mówimy o wątróbce!). ..
i to by było na tyle o Kiri, ale muszę się z Państwem podzielić czymś,
co wywarło na mnie ostatnio ogromne wrażenie. Otóż wracając z Egiptu
Pan, który mnie odwoził do domu od 11 lat nie miał ani dnie
wolnego, bo zaopiekował się suczką mieszkającą na lotnisku. Pobita.
skatowana przez "ludzi" przez tych 11 lat, karmiona przez niego
regularnie, nigdy nie dała się dotknąć, ale czeka na niego codziennie.
Próbował ją złapać, chciał wziąć do domu, próbowała straż miejska. W
efekcie pan ma w domu dwa piesy od tej suni, innym znalazł domy,
postawił jej ocieplane budy (podobno dwie), i jeżdzi codziennie, żeby
suczkę nakarmić. I tak od 11 lat!.