Operacja i po operacji Kruszyny

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto paź 29, 2002 21:40

Keti pisze:A tam powiedzieli że jest niedziela i maja wracać a w razie czego ptrzyjechcać w poniedziałek. I Kruszynka w drodze powrotnej umarła.


i to jest tez bardzo smutne :cry:
biedna Kruszynka :cry:

Kama

 
Posty: 2088
Od: Pon cze 10, 2002 17:00
Lokalizacja: POZNAŃ

Post » Wto paź 29, 2002 21:45

:(

myszka

 
Posty: 3120
Od: Pt sie 09, 2002 13:45

Post » Wto paź 29, 2002 23:28

Szczerze mówiąc wolałabym umrzeć, niż leżeć pod respiratorem i być sztucznie podtrzymywana przy życiu... :?
Gosia nie dopuszczała do siebie myśli o najgorszym. Do samego końca wierzyła, że uda sie uratować Kruszynkę. Rozumiem ją.
ObrazekObrazek
Obrazek

dora750

Avatar użytkownika
 
Posty: 6854
Od: Wto cze 25, 2002 21:30
Lokalizacja: Wielka Brytania

Post » Wto paź 29, 2002 23:46

:cry:

lidiya

 
Posty: 14084
Od: Sob cze 08, 2002 0:05
Lokalizacja: Toruń

Post » Śro paź 30, 2002 0:43

:cry:

Ofelia

 
Posty: 19437
Od: Wto lut 05, 2002 17:16
Lokalizacja: W-wa

Post » Śro paź 30, 2002 1:31

Boze ale to musi byc straszne.... bardzo bardzo wspolczuje.... :crying:

lidiya

 
Posty: 14084
Od: Sob cze 08, 2002 0:05
Lokalizacja: Toruń

Post » Śro paź 30, 2002 8:03

Bardzo mi trudno było do Was zajrzeć. Maiałam też nic nie pisać, ale Dora napisała Wam mylące wiadomości na temat białaczki. Kruszynka była nosicielką białaczki, ale choroba się nie rozwinęła. Prawdopodobnie uodporniła się na nią. Ilość białych ciałek we krwi nawet malała (tak wykazało ostatnie badanie), przyczyną śmierci nie była białaczka, ale przerzuty do płuc. Wielkie, straszne, które pożarły płuca.......... Białaczka nie miała z tym nic wspólnego. Tak powiedziała dr Lewicka, która osobiście robiła badania krwi i konsultowała nowe wyniki badań z dr Kulpińską.
Nie mogę o tym pisać....... lekarz który prywatnie we Wrocławiu zrobił zdjęcie RTG powiedział, że guzy w płucach mogły się rozwinąć przez np. 2 tygodnie, a przecież 9 dni wcześniej było robione zdjęcie w Częstochowie i nic nie wykazało........... cholerny guz musiał być potwornie złośliwy.
Nie mogę już pisać, ryczę jak bóbr, życie nie ma sensu........ już nie mam Ani Sonusi, ani Pusia, ani Kruszynki......... zostałyśmy tylko my Mama i ja........ i co dalej? Może póżniej coś wiecej napisze, bo musze opowiedziec o Wrocławiu (jako przestrogę).
Dziekuje Wszystkim, którzy się zaangażowali, za wszystko, a teraz za słowa otuchy.......... moja rozpacz nie ma granic.......... nie wiem co będzie dalej.......... Jedno co mnie pociesza, to myśl, że Kruszynka już jest z Pusiem i nie cierpi............... są razem i jest Im dobrze.......

Małgorzata

 
Posty: 477
Od: Pt sie 02, 2002 8:29
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Śro paź 30, 2002 8:24

Małgosiu, nie załamuj się. Wiem, że jest Ci bardzo ciężko, ale pomyśl właśnie tak, że oni oboje już nie cierpią i są szczęśliwi. Czekają, aż kiedyś jeszcze się spotkacie... wtedy będą znów tymi wesołymi, zdrowymi koteczkami, nie znającymi choroby i bólu. Trzymaj się Małgosiu, nie przestawaj tu zaglądać, liczymy na Ciebie. Uściski.

myszka

 
Posty: 3120
Od: Pt sie 09, 2002 13:45

Post » Śro paź 30, 2002 8:53

Gosiu, tak sie cieszę że zobaczyłam Twój post. Pisz duzo . Kochamy Cie bardzo.
Australia jest jak otwarte drzwi, za którymi majaczy błękit. Wychodzimy ze świata i wkraczamy w Australię.(D.H.L.)

Keti

 
Posty: 12468
Od: Pt wrz 13, 2002 11:44
Lokalizacja: realnie trójmiasto - mentalnie Australia

Post » Śro paź 30, 2002 9:27

Jakoś się zebrała, żeby opisać Wam co się wydarzyło.
W sobotę Kruszynka czuła się gorzej, właściwie to od piątku wieczorem, ale w piątek jeszcze nie było tak źle.
Walczyłyśmy do końca, bo nie wiadomo było dlaczego Kruszynka ma problemy z oddychaniem. Dr Lewicka umówiła nas we Wrocławiu z dr K. (zapamiętajcie nzawisko tego bandyty!!!), powiedział, dr Lewickiej, że wszystko będzie na nas czekało i możemy przyjeżdżać.
Kruszynia w sobotę bardzo ciężko oddychała, spadła Jej temperatura (ta było najbardziej niebezpieczne), ale po konsultacji z dr Lewicką i podaniu 3 kropli koniaku i opatuleniu w koce i kołdrę, ociepliła się. Wiedziałyśmy, że nie ma na co czekać. Nie miałyśmy połączenia z Wrocławiem, a w dodatku, ta zmiana czasu, która wydłużyła nam noc. Pojechałyśmy pociągiem o 3.45. Kruszynia czuła się niespodziewanie dobrze, zaczęła oddychać noskiem (poprzednio oddychała pysiem), załą podróż rozgladała się i nawet pomiałkiwała do nas, jak zaglądałyśmy, czy śpi........... mój malutki skarb, dojechał szczęśliwie. Wiedziałyśmy, że w klinice dr K. będzie dopiero o 9-tej, wiec musiałyśmy poczekać jeszcze na portierni godzinę. Krusznia czuła się lepiej, wiec nie martwiłyśmy się , że trzeba czekać. Poza tym miał czekać w gotowości respirator, w razie czego.......
Przyszedł dr K., spytał czy to kot od dr Lewickiej i kazał czekać. Po 9-tej asystent zaprowadził nas do gabinetu. Wypytał o wszystko i przekazał K. Ten nie był zainteresowny. Powiedział, że nic w niedzielę nie pracuje, może uda się uruchomić bronchoskop, ale poza tym musimy zrobić badania prywatnie, i już dzwoni do radiologa. Niestety nie miałyśmy poprzednich zdjęć, bo lecznica nam nie oddała, a jak chciałam przyjechać przyjechać po nie, okazało się, że lekarz nie będzie na mnie czekała, bo jest zmęczony i muszę łapać taryfę i szybko przyjeżdżać,. Na taksówkę nie miałam pieniędzy i tak musiałam pożyczyć na podróż, dlatego zdjęć nie miałyśmy.
Po rozmowie z radiologiem dr K. kazał asystentowi osłuchać Kruszynkę i zmierzyć temperaturę. Sam nie był zainteresowany, podszedł tylko, zajrzał w oczka i powiedział odwodnienie. Pokazał studentom i wyszedł. Asystent zbadał i jeszcze 3 studentów. Szeptali coś do siebie i nic. W końcu nie wytrzymałam i spytałam, czy zmierzą temperaturę, a poza tym , że Kruszynka się wyziębia na tym lodowatym stole. Usłyszałam, że termometru nie ma bo się zbił. Myślałam, że wybuchnę...... Wszedł K., od razu powiedziałam, że podobno tu nawet nie ma termometru......... wrzasnął, że niech się nie czepiam, bo to klinika, w której jest najlepszy sprzęt na świecie, a termometr zaraz będzie........... był, ale już trzeba było jechać na RTG, więc nie zmierzył....... za duży wysiłek. W międzyczasie powiedziałam, ótym, że w trakcie badań nie można dać Kruszyni narkozy. Wydarł się „a dlaczego?” Bałwan, widzi w jakim stanie jest Kruszynka, powiedział, że dr Lewicka wszystko mu powiedziła i zadaje kretyńskie pytania........... Potem dodał, że w takim razie bronchoskopii nie można zrobić, bo robi się ją tylko w pełnej narkozie. Ucieszył się, miała problem z głowy. Spytał czy mamy u kogo zostać do poniedziałku, bo rzekomo mówił dr Lewickiej o niemożności zrobienia badań w niedzielę i kazał tramwajem jechać na RTG. Zażądałam zamówienia taksówki, zamówił i pojechałyśmy.
Lekarz był jeszcze w szlafroku, wiec kazała nam czekać na dworze, w takie zimno. Co za ludzie?
W końcu przyszedł, zrobił zdjęcie i kazał czekać, bo za chwile zrobimy USG. Niestety już nie zrobił, powiedział, że nie ma potrzeby. RTG wykazało guzy w płucach. Powiedział, że to są guzy przerzutowe, po guzach sutków, a płuca są już w połowie zjedzone. Boże, jak strasznie zaczęłyśmy płakać. Tego się nie da opisać. Nasze kochanie umierało. Spytałyśmy co radzi. Może Vilcacora pomoże? Odpowiedział, że na pewno nie, bo to guz złośliwy, a teraz lepiej już nie będzie............ może potrwa to tydzień, może 2...... nie wiadomo, ale coraz trudniej będzie oddychać............ Zadzwonił do K. i powiedział o tym , a potem dodał, „to Panie już nie muszą do Pana doktora jechać, chyba żeby bardzo chciały”. Sadyści, bandyci, zostawili odwodnione, umierające zwierzę i nie dali nawet kroplówki...............
Wróciłyśmy na dworzec. Była godzina 10.50. Pociąg miałyśmy mieć za ponad 3 godziny o 14.16. Nawet z przesiadką nie było. Pognałam na PKS , też nie było dopiero o 13.45. Nie było wyjścia musiałyśmy czekać. Było bardzo zimno, nie było poczekalni, a krzesła stały w holu, niedaleko drzwi. Kruszynia była opatulona, ale cały czas sprawdzałyśmy, czy nie marznie. Piła wodę, ale z trudnością. Oddychała przez nosek, więc wyglądało na to, że czuje się lepiej. Miała takie cudne, bystre oczka, cudnie wyglądała. Zaglądałyśmy ciągle do kontenerka, głaskałyśmy maluszka i czule przemawiałyśmy do Niej.
W autobusie bardzo trzęsło, a podróż miała trwać 4 godziny. Martwiłyśmy się, że Kruszynia jest bardzo odwodniona, nie miała już siły pić. Troszeczkę lizała, ale z wielkim trudem.
W pewnym momencie zaczęła znowu mieć problemy z oddychaniem podałam leki nasercowe (na szczęście miałam ze sobą) i Furosemid. Nie przyniosło to żadnego efektu, było coraz gorzej.............. to było straszne,......... tak bardzo się bałyśmy.............. żeby tylko dojechała do domu...........
Nie dojechała.......... umarła. Bardzo cierpiała................ płakała, bo Ją bolało................. modliłyśmy się, żeby Matka Boża wyprosiła u Pana Boga łaski dla Kruszynki i skrócenie cierpienia............. Wołałyśmy Pusia, żeby był przy Kruszyni.................. Umarła................ poszła za Pusiem.............. już nie cierpi...................... moja kochane maleństwo.
Nie mogę pisać, robię przerwy........ łzy mi się leją.................. dlaczego Ona musiała umrzeć, dlaczego ten guz był taki złośliwy????? Za co takie maleństwo musiało cierpieć.?........ I ta podróż...... przecież nie jechałybyśmy, gdyby było wiadomo, że i tak nie pomogą...........
Mama dzwoniła do dr Lewickiej i opowiedziała wszystko. Okazało się, że radiolog już poinformował o wyniku RTG. Nie wiedziała tylko o zachowaniu K. Powiedziała, że tego tak nie zostawi.
Podobno dr Lewickiej powiedział, że wszystko na nas czeka, a klinika jest całodobowa, więc w każdej chwili można zrobić wszystkie badania i ratować.......... to nam przekazała także w sobotę. Teraz żałowała, że poleciała nam podróż. Skąd mogła wiedzieć?............, że to bandyta nie lekarz i w dodatku wstrętny kłamca!!!
Nie ma już Kruszynki............. nie potrafię się pozbierać. Boje się................ teraz mama jest sama w domu, pewnie, będzie cały czas płakać. Przecież Kruszynia to była najkochańsze mamy kochanie.
Moja młodsza siostrzyczka,............ mamy młodsza córeczka.............., a teraz już Jej nie ma............
Została tylko potworna rozpacz, grobowa cisza w domu................

Teraz już chyba nie mogę być forumowiczem, przecież nie mam już kotów, a tak bardzo chciałam się z wami zobaczyć......................

Małgorzata

 
Posty: 477
Od: Pt sie 02, 2002 8:29
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Śro paź 30, 2002 9:31

Małgorzata pisze:Teraz już chyba nie mogę być forumowiczem, przecież nie mam już kotów, a tak bardzo chciałam się z wami zobaczyć......................


Gosia - nie mów tak - jesteś byłaś i będziesz zawsze forumowiczką i przyjdź na spotkanie - łatwiej będzie Ci to wszystko przeżywać w gronie osób, które płakały i płaczą nadal razem z Tobą - trzymaj się...
ObrazekObrazek Obrazek
a teraz serc mam aż pięć...
http://wataha.odiland.com - moja wilcza rodzina - galeria
http://odiland.blogspot.com - mój blog
zycie przynosi cudowne niespodzianki, jesli tylko dasz mu szanse...

odynka

 
Posty: 2823
Od: Czw lip 25, 2002 10:43
Lokalizacja: odiland

Post » Śro paź 30, 2002 9:35

Małgosiu.... poryczałam się... takie straszne to wszystko... nie mogę... Kochanie, rozumiem Cię doskonale, wiem co przeżywasz... myśl tylko, ze maleńkiej już dobrze, że już ją nie boli... co za świnia nie lekarz normalnie... Gosiu, nawet się nie wygłupiaj, że nie możesz być z nami, właśnie musisz!!! Bądź z nami, my Cię nie puścimy stąd nigdzie! Czy ktoś myśli inaczej? Trzymaj się... Nawet nie potrafię wyrazić jak mnie to zabolało co przeczytałam... jak opisywałaś Kruszynkę, jej chorobę, walkę o nią, to tak się z nią zżyłam, że teraz czuję prawie jakby mój kocio odszedł... tym bardziej wyobrażam sobie, co ty czujesz... Ściskam Cię mocno, mocno.

myszka

 
Posty: 3120
Od: Pt sie 09, 2002 13:45

Post » Śro paź 30, 2002 9:35

Małgosiu, nie wiem co Ci powiedzieć...Tak strasznie mi smutno.
Obrazek

Ella

 
Posty: 8227
Od: Czw mar 07, 2002 13:22

Post » Śro paź 30, 2002 9:39

Gosia juz Ci pisałna PM że jestes forumowiczem i nie możesz sobie tak poprostu stąd odejść, nikt Ci na to nie pozwoli :wink:
Straszne to wszystko co napisałaś...
Australia jest jak otwarte drzwi, za którymi majaczy błękit. Wychodzimy ze świata i wkraczamy w Australię.(D.H.L.)

Keti

 
Posty: 12468
Od: Pt wrz 13, 2002 11:44
Lokalizacja: realnie trójmiasto - mentalnie Australia

Post » Śro paź 30, 2002 9:48

:cry: :cry: :cry:
Marycha, Egon, Sabina, Ziuta, Lucyna, Winfred, Marcel, Polinezja, Leon, Nelson, Gordon, Ryba, Mucha, Balbina
Jeżyk i Fredek szukają domku! http://img242.imageshack.us/i/63733094.jpg/

Marycha

 
Posty: 1913
Od: Nie sie 11, 2002 23:01
Lokalizacja: Włocławek

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: fruzelina i 833 gości