» Śro paź 30, 2002 9:27
Jakoś się zebrała, żeby opisać Wam co się wydarzyło.
W sobotę Kruszynka czuła się gorzej, właściwie to od piątku wieczorem, ale w piątek jeszcze nie było tak źle.
Walczyłyśmy do końca, bo nie wiadomo było dlaczego Kruszynka ma problemy z oddychaniem. Dr Lewicka umówiła nas we Wrocławiu z dr K. (zapamiętajcie nzawisko tego bandyty!!!), powiedział, dr Lewickiej, że wszystko będzie na nas czekało i możemy przyjeżdżać.
Kruszynia w sobotę bardzo ciężko oddychała, spadła Jej temperatura (ta było najbardziej niebezpieczne), ale po konsultacji z dr Lewicką i podaniu 3 kropli koniaku i opatuleniu w koce i kołdrę, ociepliła się. Wiedziałyśmy, że nie ma na co czekać. Nie miałyśmy połączenia z Wrocławiem, a w dodatku, ta zmiana czasu, która wydłużyła nam noc. Pojechałyśmy pociągiem o 3.45. Kruszynia czuła się niespodziewanie dobrze, zaczęła oddychać noskiem (poprzednio oddychała pysiem), załą podróż rozgladała się i nawet pomiałkiwała do nas, jak zaglądałyśmy, czy śpi........... mój malutki skarb, dojechał szczęśliwie. Wiedziałyśmy, że w klinice dr K. będzie dopiero o 9-tej, wiec musiałyśmy poczekać jeszcze na portierni godzinę. Krusznia czuła się lepiej, wiec nie martwiłyśmy się , że trzeba czekać. Poza tym miał czekać w gotowości respirator, w razie czego.......
Przyszedł dr K., spytał czy to kot od dr Lewickiej i kazał czekać. Po 9-tej asystent zaprowadził nas do gabinetu. Wypytał o wszystko i przekazał K. Ten nie był zainteresowny. Powiedział, że nic w niedzielę nie pracuje, może uda się uruchomić bronchoskop, ale poza tym musimy zrobić badania prywatnie, i już dzwoni do radiologa. Niestety nie miałyśmy poprzednich zdjęć, bo lecznica nam nie oddała, a jak chciałam przyjechać przyjechać po nie, okazało się, że lekarz nie będzie na mnie czekała, bo jest zmęczony i muszę łapać taryfę i szybko przyjeżdżać,. Na taksówkę nie miałam pieniędzy i tak musiałam pożyczyć na podróż, dlatego zdjęć nie miałyśmy.
Po rozmowie z radiologiem dr K. kazał asystentowi osłuchać Kruszynkę i zmierzyć temperaturę. Sam nie był zainteresowany, podszedł tylko, zajrzał w oczka i powiedział odwodnienie. Pokazał studentom i wyszedł. Asystent zbadał i jeszcze 3 studentów. Szeptali coś do siebie i nic. W końcu nie wytrzymałam i spytałam, czy zmierzą temperaturę, a poza tym , że Kruszynka się wyziębia na tym lodowatym stole. Usłyszałam, że termometru nie ma bo się zbił. Myślałam, że wybuchnę...... Wszedł K., od razu powiedziałam, że podobno tu nawet nie ma termometru......... wrzasnął, że niech się nie czepiam, bo to klinika, w której jest najlepszy sprzęt na świecie, a termometr zaraz będzie........... był, ale już trzeba było jechać na RTG, więc nie zmierzył....... za duży wysiłek. W międzyczasie powiedziałam, ótym, że w trakcie badań nie można dać Kruszyni narkozy. Wydarł się „a dlaczego?” Bałwan, widzi w jakim stanie jest Kruszynka, powiedział, że dr Lewicka wszystko mu powiedziła i zadaje kretyńskie pytania........... Potem dodał, że w takim razie bronchoskopii nie można zrobić, bo robi się ją tylko w pełnej narkozie. Ucieszył się, miała problem z głowy. Spytał czy mamy u kogo zostać do poniedziałku, bo rzekomo mówił dr Lewickiej o niemożności zrobienia badań w niedzielę i kazał tramwajem jechać na RTG. Zażądałam zamówienia taksówki, zamówił i pojechałyśmy.
Lekarz był jeszcze w szlafroku, wiec kazała nam czekać na dworze, w takie zimno. Co za ludzie?
W końcu przyszedł, zrobił zdjęcie i kazał czekać, bo za chwile zrobimy USG. Niestety już nie zrobił, powiedział, że nie ma potrzeby. RTG wykazało guzy w płucach. Powiedział, że to są guzy przerzutowe, po guzach sutków, a płuca są już w połowie zjedzone. Boże, jak strasznie zaczęłyśmy płakać. Tego się nie da opisać. Nasze kochanie umierało. Spytałyśmy co radzi. Może Vilcacora pomoże? Odpowiedział, że na pewno nie, bo to guz złośliwy, a teraz lepiej już nie będzie............ może potrwa to tydzień, może 2...... nie wiadomo, ale coraz trudniej będzie oddychać............ Zadzwonił do K. i powiedział o tym , a potem dodał, „to Panie już nie muszą do Pana doktora jechać, chyba żeby bardzo chciały”. Sadyści, bandyci, zostawili odwodnione, umierające zwierzę i nie dali nawet kroplówki...............
Wróciłyśmy na dworzec. Była godzina 10.50. Pociąg miałyśmy mieć za ponad 3 godziny o 14.16. Nawet z przesiadką nie było. Pognałam na PKS , też nie było dopiero o 13.45. Nie było wyjścia musiałyśmy czekać. Było bardzo zimno, nie było poczekalni, a krzesła stały w holu, niedaleko drzwi. Kruszynia była opatulona, ale cały czas sprawdzałyśmy, czy nie marznie. Piła wodę, ale z trudnością. Oddychała przez nosek, więc wyglądało na to, że czuje się lepiej. Miała takie cudne, bystre oczka, cudnie wyglądała. Zaglądałyśmy ciągle do kontenerka, głaskałyśmy maluszka i czule przemawiałyśmy do Niej.
W autobusie bardzo trzęsło, a podróż miała trwać 4 godziny. Martwiłyśmy się, że Kruszynia jest bardzo odwodniona, nie miała już siły pić. Troszeczkę lizała, ale z wielkim trudem.
W pewnym momencie zaczęła znowu mieć problemy z oddychaniem podałam leki nasercowe (na szczęście miałam ze sobą) i Furosemid. Nie przyniosło to żadnego efektu, było coraz gorzej.............. to było straszne,......... tak bardzo się bałyśmy.............. żeby tylko dojechała do domu...........
Nie dojechała.......... umarła. Bardzo cierpiała................ płakała, bo Ją bolało................. modliłyśmy się, żeby Matka Boża wyprosiła u Pana Boga łaski dla Kruszynki i skrócenie cierpienia............. Wołałyśmy Pusia, żeby był przy Kruszyni.................. Umarła................ poszła za Pusiem.............. już nie cierpi...................... moja kochane maleństwo.
Nie mogę pisać, robię przerwy........ łzy mi się leją.................. dlaczego Ona musiała umrzeć, dlaczego ten guz był taki złośliwy????? Za co takie maleństwo musiało cierpieć.?........ I ta podróż...... przecież nie jechałybyśmy, gdyby było wiadomo, że i tak nie pomogą...........
Mama dzwoniła do dr Lewickiej i opowiedziała wszystko. Okazało się, że radiolog już poinformował o wyniku RTG. Nie wiedziała tylko o zachowaniu K. Powiedziała, że tego tak nie zostawi.
Podobno dr Lewickiej powiedział, że wszystko na nas czeka, a klinika jest całodobowa, więc w każdej chwili można zrobić wszystkie badania i ratować.......... to nam przekazała także w sobotę. Teraz żałowała, że poleciała nam podróż. Skąd mogła wiedzieć?............, że to bandyta nie lekarz i w dodatku wstrętny kłamca!!!
Nie ma już Kruszynki............. nie potrafię się pozbierać. Boje się................ teraz mama jest sama w domu, pewnie, będzie cały czas płakać. Przecież Kruszynia to była najkochańsze mamy kochanie.
Moja młodsza siostrzyczka,............ mamy młodsza córeczka.............., a teraz już Jej nie ma............
Została tylko potworna rozpacz, grobowa cisza w domu................
Teraz już chyba nie mogę być forumowiczem, przecież nie mam już kotów, a tak bardzo chciałam się z wami zobaczyć......................