sarkoma u kotki

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto sty 04, 2005 21:38

Ja również próbowałem tego argumentu, że konsultowałem się z innymi lekarzami. No niestety, usłyszałem w odpowiedzi, że łatwo jest wydawać opinie przez telefon nie widząc kota i że to tak naprawdę nic nie znaczy dopóki się kota nie zobaczy. Musze się z tym po części zgodzić, że przez telefon nie da się stwierdzić pewnych rzeczy ale nie jest też tak, że tego typu konsultacje nic nie znaczą. Tak więc jeżeli Kate użyje tego argumentu to może to się obrócić przeciwko niej. Po prostu zażądaj takiego i takiego badania lub działania oczywiście po wysłuchaniu opinii lekarza.

tomasz

 
Posty: 24
Od: Czw gru 23, 2004 19:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto sty 04, 2005 21:43

Tak, masz rację Tomaszu, pewnie tak właśnie będzie, ja bym zmieniła jednak lecznicę, gdyby wet uznał, że nie warto leczyć tej bakterii.
Kocie wiersze i KociennikObrazek
Obrazek
Holmes & Watson (Brytole)
Gacek[*] Mika[*] Romek[*] Ziutek[*] Norka[*] Miś Major[*] Tymoteusz[*] Miodunka[*]Bambina[*] Felek[*]

Majorka

 
Posty: 1607
Od: Pt lis 29, 2002 10:06
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto sty 04, 2005 22:33

Dzięki za rady. Myślę, że jednak nie wspomnę wetowi, że konsultowałam się z innymi lekarzami. Tylko jak zacznę się pytać o sprawy, które mnie nurtują, zaproponuję m.in. leczenie tej bakterii, sposoby łagodzenia objawów, żeby ulżyć mojemu koteczkowi to wet może mieć pretensje, że niby wiem lepiej od niego itd. Może się zapytać, skąd ja to wiem itd. I co ja wtedy mu powiem :?
Ech, boję się tej wizyty. Nie chciałabym, żeby skończyło się to tak nieprzyjemnie jak u Tomasza.
W ogóle zastanawiam się, czy od razu nie iść do innego weta z tej lecznicy (np. do dr Debisa - on chyba ma trochę więcej cierpliwości, tylko, że on przyjmuje w tych samych godzinach co Taube), żeby uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji. Ale takie ciągłe zmiany lekarzy też w sumie nie są najlepsze...
Szczerze mówiąc to dr Taube już ostatnio powoli zaczął tracić do mnie cierpliwość mówiąc, że jestem już trochę przewrażliwiona :roll:

Kate23

 
Posty: 838
Od: Sob wrz 13, 2003 15:05
Lokalizacja: Gdynia

Post » Wto sty 04, 2005 23:12

Kate23 pisze:Szczerze mówiąc to dr Taube już ostatnio powoli zaczął tracić do mnie cierpliwość mówiąc, że jestem już trochę przewrażliwiona :roll:

Jeśli mam zaufanie do lekarza, przestaję być przewrażliwiona. Tak jakoś się to dzieje. Niestety, niektórzy lekarze wszystkich specjalności mają tendencję do wmawiania pacjentom, że są przewrażliwieni i że się nie znają. A potem nawet na pogrzeb nie pójdą.
Kocie wiersze i KociennikObrazek
Obrazek
Holmes & Watson (Brytole)
Gacek[*] Mika[*] Romek[*] Ziutek[*] Norka[*] Miś Major[*] Tymoteusz[*] Miodunka[*]Bambina[*] Felek[*]

Majorka

 
Posty: 1607
Od: Pt lis 29, 2002 10:06
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto sty 04, 2005 23:34

Kate23 pisze:Dzięki za rady. Myślę, że jednak nie wspomnę wetowi, że konsultowałam się z innymi lekarzami. Tylko jak zacznę się pytać o sprawy, które mnie nurtują, zaproponuję m.in. leczenie tej bakterii, sposoby łagodzenia objawów, żeby ulżyć mojemu koteczkowi to wet może mieć pretensje, że niby wiem lepiej od niego itd. Może się zapytać, skąd ja to wiem itd. I co ja wtedy mu powiem :?
Ech, boję się tej wizyty. Nie chciałabym, żeby skończyło się to tak nieprzyjemnie jak u Tomasza.
W ogóle zastanawiam się, czy od razu nie iść do innego weta z tej lecznicy (np. do dr Debisa - on chyba ma trochę więcej cierpliwości, tylko, że on przyjmuje w tych samych godzinach co Taube), żeby uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji. Ale takie ciągłe zmiany lekarzy też w sumie nie są najlepsze...
Szczerze mówiąc to dr Taube już ostatnio powoli zaczął tracić do mnie cierpliwość mówiąc, że jestem już trochę przewrażliwiona :roll:


Jakby to mnie się lekarz spytał nieprzyjemnym tonem skąd coś wiem itd. to ja bym mu podziękowała. Dla mnie naturalne jest, że czytam i dowiaduję się wszystkiego co moge o danej przypadłości - i żaden z dotychczasowych lekarzy moich kotów nie miał oporów by mi tłumaczyć i potwierdzać lub dementować moje informacje.

elca

 
Posty: 9538
Od: Pon sie 23, 2004 16:34
Lokalizacja: Dolina Krzemowa

Post » Wto sty 04, 2005 23:40

Kate, jak już wrócisz od weta to daj znać jak było. Jestem bardzo ciekawy. Chociaż po dzisiejszej mojej wizycie może trochę wet spojrzy na Ciebie inaczej ;-) Ale jak zaczniesz mu te twoje dwie kartki A4 recytować to coś mi się wydaje, że szybko się zniecierpliwi. Szczególnie jak w poczekalni bedzie wielu oczekujących.
Życzę powodzenia i odmiennych od moich doznań ;-)

tomasz

 
Posty: 24
Od: Czw gru 23, 2004 19:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Śro sty 05, 2005 10:48

Słyszałam, że dr. Kończak z Rumii, jeśli chodzi o jakieś poważne operacje jest bardzo dobry, ale mi się nie podoba, że on diagnozuje i leczy "na oko". To taka zgadywanka - trafię, nie trafię, a zwierzak może to przepłacić życiem


Z Kończakiem mam właśnie takie doświadczenie. Leczył mojego kota przez pół roku, bez jakichkolwiek badań, uważał, że są niepotrzebne.
Kota nie wyleczył, jedyna pociecha, nie wziął ani grosza, nie chciał pieniędzy za wizyty, powiedział, że jak kot wyzdrowieje (mial problemy skórne, niby egzema) to porozmawiamy i się rozliczymy.
Ostatnio znajomy odradzał Kończaka, podobno wszczepił psu kolegi żółtaczkę :roll: I bądź mądry i wybierz dobrego lekarza.

Co do podawania antybiotyków przez dr Brzeskiego, u mojej kotki sama zasugerowałam ich podawanie jeszcze przed operacją, więc nie zauważyłam żeby był jakimś "antybiotykomanem" :roll: W dodatku koteczka naprawdę szybko doszła do siebie a rozległe cięcie zagoiło sie pięknie i już nie ma śladu :roll:

Tak naprawdę najbardziej chyba ufam dr Grotkowskiemu, do którego chodzę najdłużej z futrzakami, leczy moje koty i królisia. Nie mogł zająć się teraz moją kotka ponieważ musiał iść na zwolnienie lekarskie.
Jednak jemu też mam parę rzeczy do zarzucenia, moim zdaniem nie jest na bieżąco, np. twierdzi że białaczki nie ma sensu leczyć, że nie ma czym, bo interferonu do Polski się nie sprowadza :? Poza tym mówił mi że na białaczkę nigdy nie szczepi się odzielnie :roll:
Mam do niego także żal, że nie zalecił mi zmiany diety u kota, z problemami skórnymi. Śp. Oskarek dostawał regularnie sterydy i faktycznie w ogóle się nie drapał, ale może można było pokombinować ze zmianą diety. Oskarek odszedł w wieku 6 lat zupełnie nagle i nie wiem dlaczego, pewnie sterydy go wykończyły :(

Nie spotkałam jeszcze weta któremu mogłabym w zupełności zaufać :roll: smutne to :(
Obrazek Obrazek
z nami także 4kocie ogony i jeden psi

Klaudia

 
Posty: 13579
Od: Wto cze 01, 2004 21:30
Lokalizacja: prawie 3miasto;)

Post » Śro sty 05, 2005 21:04

Klaudia pisze:Co do podawania antybiotyków przez dr Brzeskiego, u mojej kotki sama zasugerowałam ich podawanie jeszcze przed operacją, więc nie zauważyłam żeby był jakimś "antybiotykomanem" :roll: W dodatku koteczka naprawdę szybko doszła do siebie a rozległe cięcie zagoiło sie pięknie i już nie ma śladu :roll:

Nie piszę, że dr Brzeski jest "antybiotykomanem" czy coś takiego. Poprostu opisałam moje własne i mojej koleżanki doświadczenia z tym lekarzem. Nie mówię, że on szkodzi wszystkim :roll: Jednak ja się do niego zniechęciłam, po tym jak chciał operować (jak później się okazało - niepotrzebnie) oko mojemu psu. A do tego jeszcze ta nieszczęsna historia z jamniczką mojej koleżanki (podczas sterylizacji wprowadzono jej gronkowca, a potem przedawkowano antybiotyki, którymi leczono psa). Ja opisałam tylko moje przeżycia z tym weterynarzem. Te wydarzenia sprawiły, że poprostu straciłam do niego zaufanie i dlatego teraz nie chodzę do niego z moimi zwierzakami. Najbardziej się cieszę się, że coś mnie wtedy tknęło i zamiast na operację oka u mojego Shih-Tzu to poszłam na konsultację do innego weta. Gdybym tego nie zrobiła to naprawdę nie mam pojęcia, jak by się losy dalej potoczyły... :?
Myślę jednak, że nie zaszkodzi odrobinę ostrożności i to nie tylko odnosi się do dr Brzeskiego :wink: Jak już wspomniałam nie ma reguły i prawda jest taka, że jeden wet, który pomoże jednemu zwierzęciu może niestety zaszkodzić innemu...

Tak naprawdę najbardziej chyba ufam dr Grotkowskiemu, do którego chodzę najdłużej z futrzakami, leczy moje koty i królisia. Nie mogł zająć się teraz moją kotka ponieważ musiał iść na zwolnienie lekarskie. Jednak jemu też mam parę rzeczy do zarzucenia, moim zdaniem nie jest na bieżąco, np. twierdzi że białaczki nie ma sensu leczyć, że nie ma czym, bo interferonu do Polski się nie sprowadza :? Poza tym mówił mi że na białaczkę nigdy nie szczepi się odzielnie :roll:
Mam do niego także żal, że nie zalecił mi zmiany diety u kota, z problemami skórnymi. Śp. Oskarek dostawał regularnie sterydy i faktycznie w ogóle się nie drapał, ale może można było pokombinować ze zmianą diety. Oskarek odszedł w wieku 6 lat zupełnie nagle i nie wiem dlaczego, pewnie sterydy go wykończyły :(

A, gdzie on dokładnie przyjmuje? Byłam już u tylu wetów, ale o dr Grotkowskim jeszcze nie słyszałam. A tak z ciekawości, pozwól, że spytam - jakie on ma podejście do króliczków? Zna się na nich? Pytam, ponieważ w Trójmieście jest ogromny problem z lekarzami specjalizującymi się w tych zwierzątkach :(

Nie spotkałam jeszcze weta któremu mogłabym w zupełności zaufać :roll: smutne to :(

Ja tak samo, niestety :cry:

Co do mojej dzisiejszej wizyty u dr Taube to muszę powiedzieć, że było nawet sympatycznie, na każde moje pytanie spokojnie odpowiadał 8O Nie wspominałam, że konsultuję się jeszcze z innymi wetami, ale powiedziałam, że większość informacji, które posiadam zaczerpnęłam z internetu. Pomimo, że odpowiadał na moje pytania to jest w nim coś takiego, że jego słowo musi być na końcu, wysłucha, ale i tak on uważa, że ma rację! Jednak, co do tej bakterii E. coli nie przekonał mnie, pomimo, że przedstawił swoje argumenty. W ogóle dzisiaj się strasznie zmartwiłam, ponieważ Guciowi zrobiliśmy Rtg czaszki z uwzględnieniem jamy nosowej oraz płuc - w nosie jest ponoć wszystko ok, ale na zdjęciu płuc widać 3 dość spore ogniska (jeden większy i dwa mniejsze) :cry: Okropnie się martwię, ponieważ Taube powiedział, że nie można całkiem wykluczyć nowotworu :cry: Ja nie wiem, co zrobię, jeśli mojemu dzieciątku coś będzie (odpukać we wszystko) :cry: Za miesiąc mamy powtórzyć Rtg, żeby sprawdzić, czy te ogniska się powiększają, czy też nie... Boże, jak ja wytrzymam miesiąc niepewności!
Wszystko dokładniej opiszę w moim temacie później, bo to przecież nie ten wątek! :wink:

Pozdrawiam,
Kasia

Kate23

 
Posty: 838
Od: Sob wrz 13, 2003 15:05
Lokalizacja: Gdynia

Post » Śro sty 05, 2005 21:46

Witam ponownie.

Kate dopóki się nie dowiesz do końca to nie panikuj. Moja propozycja dla Ciebie jest taka. Od razu weź zdjęcie i badania i podjedź do doktora Kiezy, który przyjmuje na Opolskiej w Gdańsku. To jest specjalista w dziedzinie onkologii u psów i kotów (z resztą wysłał mnie do niego właśnie dr Taube tylko szkoda że tak późno bo dzisiaj z guzkiem od razu bym się do niego udał). Ja u niego wylądowałem i jestem bardzo zadowolony. Zgodnie z tym co mówił mi dr Taube to kotka już schodziła na sarcomę podczas gdy po prostu miała infekcję. Chyba najgorsze jest czekanie i niepewność a tak jutro już byś miała jakąś informację. Tylko muszę uprzedzić że dr Kieza jest typem naukowaca i jak Ci zrobi wykład z dziedziny onkologii to będziesz lepszym specjalistą niż niejeden wet. ;-) Ale poważnie pojedź, nic nie tracisz. Miejsce wygląda tak sobie ale warto z człowiekiem pogadać. Ja też za radą doktora Taube czekałem z kotką kilka miesięcy i teraz jest jak jest.
Miałem dzisiaj opisać moją sprawę ze Stryjską. Muszę to przełożyć na jutrzejszy dzień bo dzisiaj już nie dam rady. Wspomnę tylko że dzisiaj zażądałem karty mojej Tekli i idę gdzie indziej. Na razie zaufałem doktorowi Kiezie.

tomasz

 
Posty: 24
Od: Czw gru 23, 2004 19:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Śro sty 05, 2005 22:21

Kate23 pisze:A, gdzie on dokładnie przyjmuje? Byłam już u tylu wetów, ale o dr Grotkowskim jeszcze nie słyszałam. A tak z ciekawości, pozwól, że spytam - jakie on ma podejście do króliczków? Zna się na nich? Pytam, ponieważ w Trójmieście jest ogromny problem z lekarzami specjalizującymi się w tych zwierzątkach :(


dr Grzegorz Grotkowski przyjmuje w małej lecznicy Dog-Wet na ul. Świętojańskiej 53, samo miejsce nie robi wrażenia, ale dr Grotkowski jest komunikatywnym człowiekiem i cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania, widać że nie jest nastawiony na zysk. Jeśli chodzi o jego doświadczenie z króliczkami to nie jest super fachowcem, ale wie jakie leki można a jakie nie uszatemu podać. Z taki podstawowych chorób jak podziębienie czy problemy z brzuszkiem spokojnie mi Kłapciuchę wyciągnął.
No ale jak mówiłam jemu tez mam parę rzeczy do zarzucenia :roll:
Obrazek Obrazek
z nami także 4kocie ogony i jeden psi

Klaudia

 
Posty: 13579
Od: Wto cze 01, 2004 21:30
Lokalizacja: prawie 3miasto;)

Post » Śro sty 05, 2005 23:14

Tomaszu, wielkie dzięki za namiar!!! Znalazłam w internecie nr telefonu i dokładny adres lecznicy, w której dr Kieza przyjmuje. Napewno się z nim skonsultuję.

Klaudia: dzięki za informacje :wink:

Kate dopóki się nie dowiesz do końca to nie panikuj.

Wiem, ale na same słowo "nowotwór" ściska mnie w gardle :cry:

Kate23

 
Posty: 838
Od: Sob wrz 13, 2003 15:05
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw sty 06, 2005 13:22

Witam ponownie. Będzie to długi post ale chciałem ku przestrodze innym napisać co się zdarzyło. Ale po kolei.

Rok temu byłem u dr Taube z kotką bo pojawił się guz. On stwierdził, że to pewnie włókniak i się wchłonie. Po dwóch lub trzech miesiącach dalej był więc poszedłem do niego znowu. Wtedy stwierdził, że skoro kota nie boli i mu nie przeszkadza wobec tego należy to zostawić. Gdybym ja wiedział wtedy to co teraz. Ale byłem głupi i nie konsultowałem tego z nikim. Miałem do Taube pełne zaufanie.
Ponieważ jakieś dwa tygodnie przed świętami stwierdziłem, że guz się chyba powiększył i do tego pojawił się drugi malutki to poszedłem. Tym razem Taube stwierdził że trzeba wyciąć. Wspomnę tylko że za 3 minutową wizytę na której nic nie zrobiono oprócz tego ze wysłano mnie na zabieg zapłaciłem 30 zł. Zabieg miał kosztować „między 150 a 200 zł”. Oczywiście kosztował 200. To jest istotne dla późniejszych faktów.
Po dwóch dniach zawiozłem Teklę na zabieg. To była środa. Do czwartku dochodziła do siebie po narkozie i w piątek już czuła się dobrze. Ale niestety od soboty się pogorszyło. Widać było że bardzo źle się czuje. Pojechaliśmy do lecznicy chyba to był poniedziałek i dostała antybiotyk. Okazało się, że w trakcie zabiegu dostała bardzo silny antybiotyk po to żeby nie trzeba było dawać jej później. Jak widać działał on tylko dwa dni. Po tym zastrzyku nic nie było lepiej wobec tego chyba we czwartek przed wigilią pojechaliśmy z kotem. No i wtedy Taube stwierdził, że tak może być właśnie jeżeli to jest sarcoma (cały czas czekaliśmy na wyniki). To znaczy jego zdaniem jeżeli wycięliśmy pierwotny guz to już mogły odezwać się przerzuty. Moim zdaniem już wtedy stwierdził, że jest już po kocie. Dał znowu zastrzyk i w piątek kazał przyjechać. Pojechaliśmy, Tekla dostała kolejny zastrzyk i na nasze żądanie pobrano do badania krew. Taube kazał dzwonić na drugi dzień. Do tego zapisał nam antybiotyk do podawania doustnie. Na drugi dzień dzwonię i okazało się, że są podwyższone leukocyty ale jak doktor stwierdził to normalne jak ona jest w takim stanie. Szkoda że nie wiedziałem że poziom leukocytów był 29 a norma jest chyba koło 10!!!
Podawaliśmy antybiotyki przez kilka dni ale kot się dalej źle czuł i do tego po którym już zwymiotowała. Zadzwoniłem do niego i kazał odstawić antybiotyki!!! I nic w zamian. Kazał czekać na wyniki. No więc czekaliśmy i jak wiecie we środę przed sylwestrem okazało się, że to rzeczywiście sarcoma. No i wtedy dostałem namiary na doktora Kiezę i Taube kazał już z nim się kontaktować. Zaprosił mnie jeszcze do siebie na poniedziałek na USG wątroby.
Jak już pisałem wcześniej byłem w sylwestra u dr Kiezy. On jak tylko spojrzał na wyniki krwi powiedział że niezależnie od tego czy jest nowotwór czy nie to należy poprawić wyniki krwi czyli przede wszystkim zbić leukocyty to normalnego poziomu. Dał zastrzyk i wysłał na badania RTG, USG, ponowne badanie krwi itd. Wyjaśnił spokojnie co może być dalej i stwierdził, że jego zdaniem ewentualne przerzuty nie dają o sobie znać w takim tempie i że kot się źle czuje ze względu na infekcję. Po zastrzyku i kolejnym w niedzielę kot już czuł się dobrze. We wtorek pojechałem wobec tego na kolejny zastrzyk i badania na Stryjską do dr Taube. Rozumiecie mnie na pewno że byłem trochę zaniepokojony ostatnimi poczynaniami lekarza oraz chciałem wyjaśnić co nim powodowało że rok temu nic nie zrobił z moim guzem. Przed wizytą oczywiście zasięgnąłem opinii w kilku miejscach.
No i na początku rozmowy pytam się go dlaczego wtedy nie wycięliśmy że przecież guz mógł być nie złośliwy i to czekanie mogło spowodować że guz stał się złośliwy. On mi na to „Wszystko jest możliwe. Ale wtedy uznałem że to włókniak a przecież nie dopuszczalne jest żeby byle jaki nawet najmniejszy guz od razu wycinać. Tak się nie robi”. Ja mu na to, że w opinii innych lekarzy należy w takim przypadku przynajmniej wykonać biopsję lub właśnie wyciąć”. No i jak tylko to powiedziałem nastąpiła strasznie nerwowa reakcja „Kto tak powiedział. Proszę mi tu przygotować na piśmie nazwiska tych lekarzy. Ja z nimi pojadę tak jak trzeba” (dosłowny cytat). „Tacy właśnie mówią różne rzeczy a potem w sądzie się z tego wycofują. Proszę na piśmie nazwiska tych lekarzy”. Nie muszę Wam chyba mówić jaki byłem zaskoczony tą reakcją. Usłyszałem również że właśnie jest wielu takich „nieetycznych” lekarzy, którzy na innych gadają. Padły nawet dwa nazwiska szczególnie nieetycznych. Ja mu mówię „Ale czy z perspektywy czasu nie uważa Pan że popełnił Pan błąd?” On oczywiście najpierw mówi, że każdy przypadek jest inny, że nie było błędu. Wobec tego mówię „Tak sobie myślę, że weterynarze podobnie jak lekarze nie umieją się przyznać do błędu”. I wtedy usłyszałem „Przecież ja już mówiłem Panu albo Pana żonie, że w tym konkretnym przypadku rzeczywiście to był błąd, że nie wycięliśmy za drugim razem tego guza”. Nie muszę chyba dodawać, że ani mnie ani mojej żonie do tej pory nic takiego nie mówił.
Doktor zakończył „Dobra. Jaka jest kolejna Pana pretensja?”. Ciekawe skąd wiedział że będą następne. Pytam się go „Dlaczego nie wykonano badań krwi przed operacją. Przecież lekka infekcja przed operacją pod wpływem stresu, narkozy mogła całkiem rozregulować organizm kota i doprowadzić do tego co mamy?”. On mi na to „to jest odwieczny problem w naszej lecznicy od 15 lat. Jak Pan idzie do szpitala to Panu za darmo przed zabiegiem robią badania. Tutaj Pan za wszystko płaci wobec tego jak Pan powiedział że kot czuje się dobrze uznałem że nie trzeba robić badań. Rzeczywiście zdarza się nawet że przy bardzo łatwym zabiegu zwierzę schodzi od narkozy ale tego nie da się przewidzieć. Badania kosztują więc nie zawsze je proponujemy”. No to się wtedy prawie wzruszyłem. Szkoda tylko, że kasując za zabieg i za kolejne wizyty nikt nie przejmuje się tam moimi finansami. A ja chciałbym mieć możliwość wyboru czy robić badania czy nie, ale nikt mi tego nawet nie zaproponował. O kosztach napisałem już trochę wyżej dla przykładu. A tutaj mi się mówi, że ktoś chciał oszczędzić mi kosztów. Doktor kontynuował „Dobra. Kolejna pretensja”. Jego ton był tak nieciekawy, ze już nie miałem skrupułów żeby mówić dalej. Więc mówię „Praktycznie przestał Pan leczyć kota z infekcji po operacji”. Na co usłyszałem, że przecież to on wysłał mnie do doktora Kiezy bo uznał że to najlepszy specjalista od onkologii u zwierząt itd. No nie o to mi zupełnie chodziło ale nie było sensu dalej tego drążyć bo przecież nie przyznał by mi się, że uznał że Tekla umiera ze względu na sarcomę.
Rozmowa trwała dalej „Kolejna pretensja proszę”. Porozmawialiśmy na temat opisu z Zakładu Higieny Weterynaryjnej na Kaprów jak to można do nich zadzwonić i żądać uzupełnienia opisu. Generalnie jest tam też super (oczywiście mają z nimi umowę więc co miał mi mówić) ale trzeba się domagać. Cholera jasna, a ja dałem im dwa guzy a zbadali jeden, nie opisali dokładnie i zajęło im to dwa tygodnie. No żenada. Ale to generalnie moja wina że tam nie dzwonię i się nie dopytuję. No i przecież teraz doktor prowadzący może tam zadzwonić i się dopytywać. Zero wniosków na przyszłość że może jednak ten Zakład rodem z poprzedniej epoki robi coś nie tak jak powinien. Jedno wiem na pewno. Nigdy tam nie zaniosę nic do badania bo jak się dowiedziałem jak opisywane są guzy gdzie indziej to się wkurzyłem.
Kolejnej pretensji nie było chociaż dr Taube dalej się ich domagał (trochę ironii, musicie mi wybaczyć). Zaczęły się badania. I podczas robienia USG usłyszałem coś co mnie zwaliło z nóg „Niech to będzie ostatnia wizyta u mnie z kotem. Nie będę już dalej kota leczył bo nie ma Pan do mnie zaufania”. Wyobrażacie sobie? Na początku nie wiedziałem co powiedzieć więc zdołałem tylko powiedzieć „No tego się po Panu nie spodziewałem. Pan się po prostu obraził za moje uwagi. Trochę to śmieszne”. Po badaniach byłem jeszcze świadkiem rozmowy telefonicznej dr Taube z dr Kiezą. Dr Taube myślał że siedzę w poczekalni i myślał że nie słyszę. A powiedział między innymi „Słuchaj, niech sobie jeździ gdzie indziej. Mi problemy takie nie są potrzebne”. Czyli moja Tekla to dla niego „problem”. I widać że nasz mistrz może leczyć tylko takie zwierzęta, których właściciele siedzą cicho i wsłuchują się w ten genialny monolog mistrza. No cóż są ludzie, którzy nie znoszą krytyki, a do tego trzeba mieć klasę żeby się przyznać do błędu.
Mimo tego co usłyszałem do tej pory mówię do dr Taube „Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja jestem bardzo zadowolony z tego jak do tej pory kot był leczony. Chciałem tylko zgłosić swoje zastrzeżenia na przyszłość. Dla Was jest to jeden z tysiąca kotów a dla mnie to coś więcej”. Na co doktor zdecydowanie mi przerwał i mówi „Myli się Pan. Jest tak opinia o naszej lecznicy że tu jest masówka ale to nieprawda” Więc mówię „no może jednak skoro wiele ludzi o tym mówi to może coś w tym jest”. Na pytanie czy ja też tak to odczułem powiedziałem, że rzeczywiście na przestrzeni dwóch lat mogę stwierdzić, że wiele się zmieniło i że starają się bardzo szybko obsługiwać jednego po drugim i że może w tym też tkwi problem .
Na sam koniec zapytałem czy dr Taube podtrzymuje swoją decyzję odnośnie leczenia mojej kotki w przyszłości i czy to dotyczy jego czy całej lecznicy. Gdy w odpowiedzi usłyszałem że w Gdyni jest 30 lecznic i jest z czego wybierać to już nie musiałem się dopytywać dalej. Tak sobie myślę, że normalnie działającej firmie jakby ktoś tak się do klienta odezwał to wyleciałby na zbity pysk ale widać w tej branży oni nie muszą się o to martwić. Bo wiedzą, że ludzie, którzy naprawdę dbają o swoje futrzaki nie będą żałowali sił i środków żeby je ratować. Mam nadzieję, ze w przyszłości coś się w tym temacie zmieni.

Sorry za bardzo długi post, ale musiałem to napisać. Mam nadzieję, że ktoś z tej opowiastki skorzysta w przyszłości. Ja wiem teraz jedno, że będę konsultował, dopytywał, żądał itd. szczególnie że za to płacę. Jedne dobre dla mnie że może od dzisiaj będę płacił trochę mniej ;-)

Pozdrawiam i czekam na komentarze.

tomasz

 
Posty: 24
Od: Czw gru 23, 2004 19:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw sty 06, 2005 18:24

Kate czy kontaktowałaś się juz z dr Kiezą?

tomasz

 
Posty: 24
Od: Czw gru 23, 2004 19:53
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw sty 06, 2005 20:53

Horror. Nie znam tego lekarza ani lecznicy, lecz sądzę, że to nie jest jedynie przypadek gdański czy gdyński i może zdarzyć się wszędzie - w szpitalach, lecznicach, klinikach - ludzkich i zwierzęcych.
Maszynki do robienia pieniędzy. Wyprani z uczuć rzeźnicy. Leczący przypadki, a nie żywe istoty. Podziwiam Cię Tomaszu, że byłeś w stanie powiedzieć to wszystko tej sławie. Sława się nieco zeszmaciła, jak sądzę, a jak sława dyryguje, tak gra cała osławiona klinika. :evil:
Też słyszałam od koleżanki z Gdańska, że dr Kieza do świetny onkolog. Tylko się trochę pogubiłam - czy Tekla ma nowotwór z przerzutami czy nie
ma? Zgadzam się też z Tobą, że włókniak nie operowany może zezłośliwieć, tak jest przynajmniej u ludzi. Powodzenia w leczeniu Tekli, może jeszcze nie jest za późno.
Kocie wiersze i KociennikObrazek
Obrazek
Holmes & Watson (Brytole)
Gacek[*] Mika[*] Romek[*] Ziutek[*] Norka[*] Miś Major[*] Tymoteusz[*] Miodunka[*]Bambina[*] Felek[*]

Majorka

 
Posty: 1607
Od: Pt lis 29, 2002 10:06
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw sty 06, 2005 21:46

Tomaszu, dobrze, że opisałeś wszystko tak jak było. Bardzo to przykre :( Ja osobiście mam identyczne odczucia do Majorki - wyjęłaś mi to z ust. Szkoda tylko, że najbardziej na tym cierpią nasze ukochane zwierzęta, a razem z nimi my - ich opiekunowie! Cały czas nad tym ubolewam.

Postanowiłam, że do dr Kiezy pojadę, jak tylko będę miała resztę wyników (najprawdopodobniej w następnym tygodniu). W poniedziałek wybieram się na dokładniejsze badania (zresztą, które też "wymusiłam", bo według lekarza nie ma takiej potrzeby - powiedział, że przesadzam :?) takie jak b. krwi, USG... myślę, że wyniki powinny być we wtorek. Tak się boję teraz tych badań, żeby to tylko nie było coś poważnego :cry:

Serdecznie pozdrawiam,
Kasia

P.S. Tomaszu, przyłączam się do pytania Majorki odnośnie Twojej koteczki.

Kate23

 
Posty: 838
Od: Sob wrz 13, 2003 15:05
Lokalizacja: Gdynia

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 174 gości