Kid pisze:Zaraz, ja czegoś nie rozumiem. Najpierw piszecie, że schronisko jest źle zarządzane, że wetka utrudnia adopcje, że koty masowo chorują. A potem nagle okazuje się, że w sumie, to fajne miejsce, a wpadki się zdarzają. Bądźcie konsekwentne. .
Kid, ja rozumiem cie i doceniam twoj glos, tylko ty podchodzisz emocjonalnie, a ja globalnie. Wiem, ze dyrekcja jest w porzadku, bo rozmawialam z nimi wielokrotnie. Maja podobne poglady do mnie i na te same rzeczy sie wkurzamy. Gorzej z personelem. Oni tam PRACUJA, sa juz nieczuli na choroby, smierc, okaleczenia. Wydaje sie im, ze znaja te koty i pewno maja racje, skoro ja tam bylam tylko 2 godziny, a oni sa tam caly dzien. Cos sklonila wetke do zniechecenia dziewczyny. Czy pomylila sie w ocenie, czy postapila slusznie, to osobny rozdzial. Oni uwazaja, ze stary kot, ktory jest w schronisku np 2 lata, nie dostosuje sie do nowego domu i bedzie dla niego lepiej, jak juz zostanie w schronisku do konca swych dni

No i teraz dylemat- czy oni sie myla, czy ja... nie umiem na to odpowiedziec, bo koty mam dopiero od 2 lat i nie spotkalam sie z adaptacja kota starego. Nie mam w tym momencie argumentow, bo moja wiedza nie obejmuje takich sytuacji

Nie wiem wiec, czy mam ja za to potepic, czy raczej zgodzic sie z nia
Kid pisze: Nie namawiam nikogo do robienia "afer". Uważam jednak, że jeśli zdarzają się takie sytuacje jak z Weteranem, jeśli lekarz weterynarii robi i mówi rzeczy, o jakich piszecie, jeśli kadra schroniskowa nie bardzo interesuje się losem kotów, to należy podjąć bardziej stanowcze kroki. Zdaję sobie sprawę z tego, że schroniska nie są idealnym miejscem dla zwierząt, ale wiem też, że mogą być zarządzane lepiej lub gorzej i że zwierzęta mogą się w nich czuć bardziej lub mniej komfortowo. Przykro mi, że ktoś błędnie odczytał moje intencje. Tutaj chodzi o zwierzęta, a ja chciałam pomóc

.
uwazam, ze personel nie jest idealny... cechuje ich duze olewactwo, ale ja nie siedze w schronisku by przyuwazyc takie sytuacje, jak np Saskia widziala. Moge tylko pogadac jutro z dyrektorka i powtorzyc jej to, co wiemy z Saskia. Wiem, ze pracownicy nie pala sie, by brac udzila w adopcjach, trzeba miec sporo samozaparcia, by wyrwac stamtad zwierzaka... ja ciagle o tym mowie, w wielu sytuacjach dyrektorka sie ze mna zgodzila, a czy personel sie podciagnie w swym zaangazowaniu, to ja juz nie wiem

Wiem tylko, ze oni tam lataja jak koty z pecherzem, nikt tam kawki nie pije... to sama widzialam i moge potwierdzic.
Zeby robic afery to trzeba miec mocne argumenty, a ja nie moge wypowiadac schronisku wojny, skoro moja wiedza wyklucza ocene pracy weta i sposoby leczenia tamtych zwierzat.
Moge miec pretensje o:
- brak rzetelnej informacji o stanie zdrowia kota
- male zaangazowanie w adopcje, a glownie adopcje po programie w TV, gdy zaden pracownik nie wie, ktore zwierze bylo nakrecane (tylko 2 osoby wiedza)
- bardzo kulawy obieg informacji. Trzeba sie niezle nameczyc, by cos stamtad uzyskac, bo nikt nic nie wie

Odsylaja jedna do drugiej, a w koncu okazuje sie, ze wie ta trzecia, ktora poszla do domu, a tak to nikt nie ma o tym pojecia
Mozliwe tez, ze pracownicy mnie juz znaja, bo wspolpracuje ze schroniskiem, w sprawie tego programu w TV3, juz od prawie roku. Mozliwe, ze jestem inaczej traktowana, informacje dla mnie sa, nikt mnie nie traktuje niegrzecznie.... wszystko mozliwe.
Ja cenie kazdy glos w dyskusji, ale wiem wiecej, znam wiele rzeczy od podszewki, rozmawiam z kolega wetem, ktory mi uswiadamia realia, a kaze unikac emocji, bo wiecej zdzialam, jak bede szukac domow niz walczac ze schroniskiem (choc na to i tak jutro przyjdzie pora

). Staram sie nie wylewac dziecka z kapiela... Moze potrzeba im tylko ostrego zwrocenia uwagi na popelniane bledy, rozmowa z glownym dyrektorem, a nie od razu wywalanie na bruk z afera i walka za pomoca mediow. Chce zaczac od tego, moze to wystarczy.. juz informacja telefoniczna sie poprawila, to duzy sukces. Potem sie zobaczy, ale nie moge sie teraz zapienic i obrazic na schronisko, bo obraze sie na zwierzaki, ktore sa od nich uzaleznione
