Pół dnia w ogrodzie!
Ależ było zamieszanie, nosy do góry, wąchanie, grzebanie łapkami w czym się da, opalanie, wchodzenie na drzewa, ogólna radość w pierwszym wiosennym słońcu

I oczywiście jedzenie dużej ilości trawy, śmiesznie to wyglądało, pod każdym drzewem pasie się kot
I bęc! I bęc! Opalamy się, koła do góry i wywracanie na wszystkie boczki.
Czitusia zażyczyła sobie naprzód leżak. Potem śpiwór na leżak. Nie, jeszcze za mało, Tuta lubi norki. Więc leżak do pozycji siedzącej i narzucamy na oparcie kocyk. No, teraz dobrze, teraz to sobie popatrzę na ten ogród!

Mić biegał za piłeczkami, ale najlepsze były ruszające się gałązki. To znaczy ja musiałam nimi ruszać, a Mić polował.

Cosia siedziała na drzewie i obserwowała wszystko z góry, Balbunia grzebała różne dołki i była w ciągłym ruchu, uciekała z obiektywu i nie mamy fotki. I bardzo się zmęczyły wszystkie w końcu, całkowicie ogłupiałe pobiegły do domu i spały długo, długo.
A ile gadania przez sen było, a ile pomrukiwania, machania łapkami, wąsy się ruszały, uszka drgały, tyle wrażeń!
A Micio i Cosia , Micio i Cosia zasnęli razem w objęciach. Koniecznie trzeba powiększyć, żeby zobaczyć minę Cosi. Czułościom nie było końca, tutaj już prawie śpimy...

To miłość.....
