Nawet nie wiem, co napisać.
Przykro... Bardzo.
Czytam pobieżnie, bo tego się nie da czytać. Po prostu...
Grażyno - rozumiem Twój ból, rozumiem złość, rozgoryczenie i smutek, rozumiem dochodzenie do prawdy. Ale nie rozumiem tego, co teraz robisz, co piszesz
Nie jestes jedyną osobą, która cierpi po odejściu Norbiego.
Nie jesteś jedyną, która go pokochała.
Ja też go pokochałam. I te Wetki, które teraz z taką łatwościa oskarżasz, które obrażasz i oczerniasz.
To my opiekowałyśmy się Norbim przez poprzednie 6 tygodni. Codziennie. Te wetki, które przez Ciebie zostały posądzone już o całe zło świaa - siedziały z Norbim codziennie po 10 godzin, opiekowały sie nim, czesały, głaskały, karmiły, sprzątały, leczyły, wysyłały na badania i konsultacje. Reagowały na każdą chwile pogorszenia samopoczucia. Codziennie. Robiły wszystko, by Norbi miał szansę na życie, by mu tę szansę dać.
Norbi nie był w rewelacyjnym stanie, ale Ty nie masz punktu odniesienia. Nie miały go też Twoje wetki. Ja go mam i uwierz - Norbi jechał do Ciebie w stanie o niebo lepszym, niż był, gdy go zabierałam ze schronu. Nikt z nas nie przypuszczał, że może mieć przed sobą jedynie 3 dni życia.
Nie dał rady, Odszedł. Nie wiemy, co się stało. Może odpuścił, może organizm nie wytrzymał, a może uznał, że ma już wszystko i teraz może już pójść dalej. Nie wiemy. Ale liczyliśmy się z tym wszyscy, Ty również.
Jednak NIKT Cię nie oskarżał. Niczego nie sugerował, o nic nie winił. To Ty zaczęłaś rzucać kamieniami, snując domysły, hipotezy i czarne scenariusze. Brzydko. Niemiło. Niesprawiedliwie i nieprawdziwie.
Mijasz się z prawdą pisząc, że łódzkie wetki cokolwiek sugerowały w rozmowie z Twoimi wetami. Byłam przy tej rozmowie, Georg-inia też była. P. dr zadzwoniła, przedstawiła sie i powiedziała: właśnie sie dowiedziałam, że umarł u Was mój pacjent, którego leczyłam od półtora miesiąca, chciałam zapytać, co sie stało? Po odpowiedzi powiedziała: w takim razie prosiłabym o zrobienie sekcji, prszę koszt wpisac na f-rę na Vivę. Usłyszała, że panie wet już Norbiego otworzyły, bo " same były ciekawe" ale nic specjalnego nie znalazły"... Dziwne to, skoro potem, jak twierdzisz mówiły, że na życzenie weta z Łodzi nie będą profanować zwłok Norbisia...
Przykro...
Piszesz, że już nigdy nie zaufasz wetom, nigdy nie weźmiesz kota z lecznicy ani ze schronu. Twój wybór.
Ja swoim wetom ufam, choc nie mają monopolu na rację, czy cud - ufam, bo wiem, że zrobią wszystko, by uratować każdego zwierzaka, z jakim do nich przyjdę. Ze oddadzą mu całe swoje serce, wiedzę i praktykę, że będą badać, diagnozować, słuchac sugestii, konsultować trudniejsze przypadni i przede wszystkim leczyć. Czy będzie to mój kot, czy wychudzony kot z ulicy, czy porzucony ze schroniska. Jestem tego pewna.
Tego i Tobie, Grażyno życzę.
Przykro. Bardzo.
Ponieważ zniknął sens istnienia tego wątku - poprosiłam Moda o jego zamknięcie
Dziękuję wszystkim raz jeszcze za ogromne zaangażowanie w pomoc Norbiemu, za wsparcie i bycie z nami.
Norbi[']
Jesteś w moim sercu. Niezapomniany.