Słupek pisze:Nie wiem, co się dzieje, ale zaczynam być przerażona - Mokate bez diagnozy białaczki łażąca po schronie i zarażająca inne koty, Aniołek, który odszedł - w zasadzie też nie do końca zdiagnozowany i nie wiadomo do końca na co. Norbi - wypisany z postępującą (wg wyników) anemią, ale bez diagnozy w tym kierunku, ze słabiutkim serduszkiem ... samo wyniszczenie jak jest powoli naprawiane daje polepszenie wyników a nie pogorszenie ... Nie ma możliwości, żeby się od wczoraj odwodnił.
Fifi - proszę ... weź w poniedziałek Magnolię do dobrego weta ... może chociaż dla niej nie będzie za późno ...
BOZENAZWISNIEWA - myśl o sekcji była moją pierwszą. Żeby świadomie i celowo tym łódzkim wetom wykazać, że kota leczyli po objawach i na to, co było wtórne, czyli stawy, a nie pierwotne, czyli białaczkę (???) albo anemię zakaźną (???), albo "co". Norbiś równie dobrze mógł coś w schronie podłapać, skoro pierwsze wyniki miał lepsze od drugich. Albo będąc słabiutki dostał szczepionkę z czynnym wirusem, który się uaktywnił. Zwyczajne, nawet ciężkie, wyniszczenie dawałoby wyniki odwrotne - najpierw gorsze, później lepsze. W tym przypadku tak nie było. Jestem zrozpaczona, ale jestem również wściekła. Bo lecznica wydała kota, nie uprzedzając o postępującej anemii, a informując jedynie o anemii wynikającej z wyniszczenia. Z anemią przez ten cały czas chyba nawet nie próbowano nic zrobić. I jeszcze serduszko ... Słabe z wyniszczenia, słabe z anemii, słabe "w typie rasy" ... Pewnie też go nawet nie zbadano. Jestem wściekła. I się boję o Magnolię. I o pozostałe koty w schronie. Sekcja nic nie da. Norbiemu życia nie zwróci.
Fifi - weź Magnolkę do weta ...
Słupek, podobnie pomyślałam...