Właśnie dzwonili. Serce się zatrzymało. Próbowali reanimować, ale niestety serce było za słabe - nie dało rady.
Krew na sam widok była dzisiaj nieładna - m.in. z powodu postępującej anemii bez tlenu serce słabło (wczoraj pisałam, że jeśli tendencja się utrzymała taka jak pomiędzy 20.01. a 07.02., to On już nie powinien chodzić - niestety się sprawdziło; powiedziała, że być może miał białaczkę, a być może nie i że źle, że nie ustalono jednoznacznie przyczyny anemii, bo może to był FeLV, a może nie). Zatrzymanie krążenia to bezpośrednia przyczyna śmierci. Kobieta stwierdziła też, że był odwodniony, ale że przez wymioty od wczoraj nie mógł się aż tak odwodnić. A poprzednie dni jadł (u mnie tylko mokre, bo chrupków nie chciał). Stwierdziła, że był zbyt mocno wyniszczony, a serce było bardzo słabe.
Jak przyjechałam z Nim we wtorek, miał bardzo zimne uszy i łapki, ale myślałam, że może zmarzł albo co; w jeden dzień był bardzo gorący; wczoraj i dzisiaj znowu zimne łapki i uszy. Wiedziałam, że Jego ładowanie się na kolana i do łóżka to nic dobrego

dzisiaj w nocy zrobił mi po twarzy łapką jak Mokate...
Jadę po kontenerek i Jego dokumenty; może mi się dadzą z Nim choć pożegnać. Norbiego oni oddadzą do kremacji. Miał całe trzy dni bycia ukochanym Księciuniem w moim domku. A myślałam, że 4 miesiące dane Mokate to było mało. Boli... bardzo boli... cała trójka ukochanych koteczków mi odeszła: Mokate, Aniołek i Norbi. Dla wszystkich było za późno. Jadę tam... próbowałam - znowu się nie udało...
...