Dziewczyny stała się rzecz prawie straszna.... no więc nie mam Kota na zbyciu, jakby Kota można mieć na zbyciu. No ale nie mam. TŻ ma Kota, chociaż to prawie nie przechodzi mi przez palce. Ale w każdym bądź razie mój wspaniały TŻ stwierdził, że Nysiu jest bardziej Jego kumplem niż moim... no i mam. Mam jasność po dwóch latach niepewności czy ja mam kota czy nie. Dobrze, że zostało dla mnie zadanie - obcinanie pazurów, sprzątanie codzienne kuwety (cotygodniowa wymianka zawartości już jest TŻta

). Próbuję Go TŻta przekonać, że ja też powinnam mieć swojego przyjaciela Kota. Ale są też inniejsze plusy tzn. TŻ w ogóle bardzo się zmienił i ostatnio w rozmowie ze znajomymi powiedział, że jak już kiedyś tam bardzo długo w przyszłości nie będzie z nami już Ptyśka to następny kot ma mieć taki super charakter jak Ancymon, żeby można z Nim się pobawić, żeby miał swoje pomysły, ale żeby też przychodził. Wynikają z tego dwa wnioski. Pierwszy - mój wcale i absolutnie nie prozwierzęcy TŻ (który daje pieniądze na dzieci nie na zwierzaki) zakłada, że życie z Kotem jest lepsiejsze niż bez Kota i sugeruje, że nawet sam będzie szukał. Co oznacza, że zniszczone mieszkanie (podarte skórzane kanapy, wszystko we włosach, i takie tam różne atrakcje) jest niewielką ceną za takiego kumpla. Ja wiem, że to dziwnie brzmi ale to ogromna zmiana w Jego myśleniu i aż musiałam się podzielić. Tzn. ja zakładam, że no najwcześniej za 14 lat i tak daleko nie wybiegam w przyszłość ale jaka zmiana. Drugi wniosek - mój TŻ jest głęboko posuniętym masochistą skoro chce kontynuować życie w ciągłym zagrożeniu zdrowia tzn. nocne ataki na nogi, skoki na klamki, awantury pod łazienką... a nie sory to ja.
A teraz jeszcze się pochwalę, bo wiecie zdrowie psychiczne i fizyczne kompletnie mi siadły i siedzę sobie na L4. Większość czasu (poza pobytami w szpitali) w domu więc mam wiele okazji (których pracując w weekendy i po 10-12 godzin nie miałam) żeby na nowo zaprzyjaźnić się z Nyśkiem. No i są efekty, wręcz spektakularne. Jeszcze jakiś czas temu Ancy nie wchodził na szafki kuchenne (nauczony przez TŻta). Jak chciał nam towarzyszyć to wskakiwał na wysoki stołek barowy i obserwował co robimy. Teraz... no jak jest TŻ to czasami pamięta o tym, że przecież nie może... a jak chce się schować, bo pamięta, lub mu przypomnimy, że to może to wskakuje do takiej otwartej szafki z kieliszkami

Drugi postęp jest taki, że należy mi towarzyszyć, gdzie się da. Najlepiej do łazienki. Ostatnio był u nas Gość, że akurat wracałam po jodze (ratuje mnie przed totalnym cielesnym kataklizmem) jak wpadł to poczekałam na TŻta i poszłam się kąpać. Buremu kogoś zabrakło no i się zaczęło. Całe szczęście wyczuł sytuację i nie skoczył na klamkę tylko zrobił dziką awanturę pod drzwiami łazienkowymi. Po ich uchyleniu bardzo radośnie zagruchał i wlazł na sam środek

Mina i postura oznajmiały - ja tu rządzę a Ty to chyba utyłaś.
Są też obserwacje - różniaste. Z Gościem w którym pisałam mamy zwyczaj urządzania piątkowych kolacji. Gość jest fenomenalny, serce ma tak twarde jak ja... więc Nysiu Kotu wie, że zawsze czymś zostanie uraczony. Chrupki, kawałki mięska. Ale z mięskiem to różnie. Nysiek czasem je je, a czasem nie. W zeszły piątek Gość wrzucił mięsko do miseczki kociej, Kotu niby poruszony ale jednak tak jakoś nie je. Przeanalizowałam fakty. Poskładałam je w głowie i? Wyjęłam mięsko z miski i rzuciłam na podłogę. Mniam, mniam było przeeepyyyyszne
