Śmietankę daję 18-stkę. Kiedyś dawałam 12-stkę, ale doszłam do wniosku że lepsza tłuściejsza, bo barf jest mało tłusty (powinien byc tłuściejszy, ale Książniczka skórek nie rusza, a jak się trafi kąsek mięsa z tłuszczykiem to wypluwa). Muszę podawać tłuszcz osobno - w śmietance i masełku. I tak jest ok dla pręgowanej wybrednicy. A Mała Czarna też i jedno i drugie lubi. Zresztą - ona prawie wszystko lubi. Ser żółty też.
A co do zielistki - kiedyś miałam papugi i jedna z nich pożarła mi zielistkę całą, do korzeni. Teraz Carmen usilnie stara się zrobić to samo. Ofelia tak nie maltretuje, owszem pociamka i pogryzie listki, ale z umiarem. Mała Czarna pozostawia tylko kikuty liści. Ewidentnie lubi zieleninę. Na wiosnę spróbuję posiać trawkę w doniczce. Może jej zasmakuje.
Ale miałam dzisiaj sen, i to już po budziku. Znalazłam się nagle na klatce przy windzie, z Ofelią. Na ścianie przy windzie ktoś przykleił zabawkę Ofelii - taki sznutek na patyczku. Odkleiłam ile się udało (trochę się urwało) klnąc na tego, co zrobił mi taki głupi kawał. Rozglądam się i patrzę, że to nie moja klatka, u mnie nie ma windy, ale wygląda to jak blok w którym poprzednio mieszkałam. No to trzeba jakoś wrócić do domu. Złapałam Ofelię na ręce i idę. A tu osiedle jakieś inne, niczego nie poznaję, okazało się że jestem we Wrocławiu

. No to jadę do ciotki, która tam mieszka. Chodze i szukam autobusu czy tramwaju, a tu przystanków niet, a nawet jak są to autobusy nie jadą na właściwą ulicę. Łażę po tym Wrocku z kotem na rękach i trzęsę się, żeby mi nie bryknęła, bo tyle ją będe widziała. W końcu znalazłam strzałkę z napisem - Stare Miasto. Myślę sobie - dobra, jestem w domu, starówkę znam to stamtąd trafię. Ale obudziłam się, zanim doszłam do tej starówki.
Oj, nachodziłam się przez sen. Może to dlatego jestem dzisiaj taka śnięta?
A Mała Czarna znów dziś rano ciamkała Ofelię...