» Nie lut 17, 2013 2:00
Re: Bo koty muszą być... Trzy? Nie, cztery!
Popsuję rachmistrzowi statystyki i porobię trochę tła.
Zmontowałam tapczan dla kotów. Trzeba bylo trochę śrubek przykręcać i odkręcać. Łatwo poszło. Zabawa polega na tym, żeby wszystko odkładać niemal bezgłośnie. wtedy tylko Szanta się interesuje, bo Ryży ma wszystko w głębokim poważaniu, a panienki bez oczu nie orientują się, że dzieje się coś ciekawego.
Ale przysuwanie tapczanu do ściany, bezgłośne być nie mogło. Każdego kota wyjmowałam spomiędzy ściany a mebla średnio 3 razy (jakoś za spłaszczonymi kotyma nie przepadam), a potem wszystkie naraz chciały skorzystać. Ryży wlazł i zlazł dostojnie, a potem panny wskoczyły jednocześnie.
I co? Okazało się, że moja córeczka pierwsza, moja słodka delikatna Dosia gdzieś tam w środku jest wredną megierą. Nie wiem, co powiedziała Szancie, ale ta tylko spojrzała i potulnie ustąpiła. Ale Gabi, która zwykle bywa górą i zmusza Dosię do wycofania się, tym razem oberwała w dziób. Doś zadowolona udeptała posłanie i wlazła piętro wyżej, na drapak. No to Gabi znów spróbowała. I znów delikatna łapeńka Dosi pokazała, kto tu rządzi. Biedna Gabunia aż wyniosła się z pokoju.