Maniek przez wiele lat był wychodzący, trudno mu było się przestawić na tylko dom
(a musiał po licznych pogryzieniach i ropniach) było mu trudno do... pewnego momentu.
Któregoś wieczora, latem, mąż z nim wyszedł
(ma mniejszą wprawę) bo ja jakoś nie mogłam, kot mu uciekł... podobno się wyrwał

.
Jak żółw może się wyrwać... się darłam
Jakoś smycz mu z ręki wypadła przy przekładaniu a Maniuś przestraszył się i uciekł, tym bardziej, że solidna rączka tej smyczy automatycznej go... goniła
Szukaliśmy po okolicy ze 3 godziny w ciemnościach, kicialiśmy, mańkowaliśmy, NIC, zapadł się pod ziemię. Bałam się, że tak uciekał przed tą smyczą przypiętą do szelek, w panice, licho wie jak długo i jak daleko... że się gdzieś zawiesił, zaplątał, masakra.
Pod koniec coś mnie tknęło i popatrzyłam w górę na drzewa, siedziało białe bydle na niewysokim drzewie tuż przy naszej klatce nic się nie odzywając... mógł chociaż miauknąć, ale on nic, a przecież nas widział i słyszał jak go szukamy, wołamy...
Od tamtej pory skończyło się żebranie pod drzwiami o spacerek. Wczoraj było pierwszy raz po dłuuuugiej przerwie.
A to z dziś, chory synek a koty go pilnują albo... wykorzystują jego temperaturę

bo gorący
