Animus, mój kumpel dokarmia zimą pół wsi kotów i ma kociarnię w garażu - a na wiosnę idą w swoją stronę i wracają przy pierwszych mrozach... żyją długie lata - wolne i szczęśliwe... i tylko czasami jakiegoś na tydzień osadza w areszcie (to policjant, więc ma wprawę

) jak mu trzeba np. koci katar podleczyć - nawet zastrzyki sam robi, a później biedaka zwraca naturze... a, kleszcze im jeszcze wyciąga. Kumpela - wielbicielka kotów /sama ma dwa rasowe, z którymi przyjechała z Irlandii/ - mieszka w centrum dużego miasta: gdy znajdzie zdrowego kota w centrum, to go karmi i odwozi w miejsce, gdzie nie jest zagrożony... chore zawozi do schroniska, bo tam mają zakichany obowiązek zapewnić im opiekę i nie ma tak, że z dnia na dzień ktoś zachoruje, a one zostają głodne i bez opieki: po to są właśnie schroniska; koty, który były w domu, znoszą dużo gorzej schronisko niż koty, które tam od razu trafiły z ulicy; kot, który nie był w domu, umie polować - widzę to pod moimi oknami: silne koty polujące na gryzonie (zimą tylko ludzie dokarmiają, użyczają piwnic czy garaży) - nawet nie pozwolą do siebie podejść... kot to drapieżnik, stworzenie dalece niezależne... co byś wolała: wolność jak masz teraz czy dożywotni pobyt w więzieniu z jedzeniem i zabawkami, które ktoś uznał za dobre dla Ciebie? Dla kotów chorych dom niewychodzący staje się jak przytułek czy dom opieki: idealnie nie jest, ale na zewnątrz by nie dały rady... dla zdrowych potrafiących polować - raczej jest ograniczeniem wolności.
Dużo ludzi docenia koci żołądek itp. zapominając o psychice... a ile ona może? Polecam taki film "Życie jest piękne" opowiadający o pewnej rodzinie podczas wojny... ponoć nie samym chlebem żyje człowiek - kot też nie.
Po śmierci Mokate, gdy zastanawiałam się, czy to wszystko miało sens, że tylko na chwilę Jej dałam domek itd., to kumpela podesłała mi to:
Tego dnia, inaczej niż zazwyczaj przy Tęczowym Moście, ranek budził się chłodny i pochmurny, wilgotny jak moczar i ponury jak smutek. Nikt z niedawno przybyłych nie wiedział, co o tym sądzić, bo nigdy przedtem nie widzieli tutaj takiego dnia. Ale zwierzęta, które czekały tu na swojego człowieka wystarczająco długo, dobrze wiedziały, co się dzieje i zaczęły zbierać się na ścieżce prowadzącej do Tęczowego Mostu, żeby dobrze widzieć. Za chwilę oczom ich ukazał się pies-staruszek ze spuszczoną nisko głową i zwisającym bezwładnie ogonem. Zwierzęta, które przebywały tutaj już jakiś czas, od razu wiedziały, jaki los spotkał biedaczka, gdyż nazbyt często dane im było widywać podobnych nieszczęśników. Staruszek podszedł wolno, a w jego oczach malował się ból, chociaż na jego ciele nie widać było żadnych ran ani choroby. Inaczej niż pozostałym zwierzętom czekającym przy Tęczowym Moście, jemu nie została przywrócona młodość ani zdrowie.
Kiedy tak szedł w stronę Mostu, patrzył na przyglądające mu się inne zwierzęta. Wiedział, że nie pasuje do nich i że im prędzej przejdzie na drugą stronę, tym szybciej będzie szczęśliwy. Ale niestety, kiedy dotarł do Mostu, drogę zastąpił mu Anioł, który przepraszając oznajmił mu, że nie będzie mógł przejść. Przez Tęczowy Most mogą przejść tylko te zwierzęta, które przyjdą tam ze swoim własnym człowiekiem. Nie mając się gdzie podziać, staruszek zawrócił i powlókł się w kierunku pól nieopodal Mostu. Ujrzał tam grupkę zwierząt takich jak on sam – starych i zniedołężniałych. Nie bawiły się ze sobą, lecz leżały tylko w milczeniu na trawie, ze smutkiem wpatrując się w ścieżkę wiodącą do Mostu. Dołączył więc do nich, patrząc na ścieżkę i czekając.
Jedno z niedawno przybyłych tu zwierząt, nie rozumiejąc, co się stało, poprosiło inne, które przebywało tutaj już jakiś czas, o wyjaśnienie zagadkowej sytuacji. „Widzisz, ten biedaczek to uratowany zwierzak. Zabrali go do przytuliska w takim stanie, jak go widzisz teraz i tam umarł posiwiały, z zamglonym wzrokiem. Nigdy nie opuścił przytuliska i odszedł z tamtego świata kochany tylko przez swojego wybawcę. Ponieważ nie miał żadnej rodziny, którą mógł obdarzyć miłością, nie ma nikogo, kto przeprowadziłby go przez Most.” Niedawny przybysz pomyślał chwilę, a potem zapytał: „To co z nim teraz będzie?”.
I kiedy już miał usłyszeć odpowiedź, chmury nagle rozproszyły się, a mrok ustąpił. Do Tęczowego Mostu zbliżał się samotny człowiek, a wśród starszych zwierząt zapanowało poruszenie. Nagle całą ich grupkę otoczył złoty blask i znów były młode i zdrowe, jak za swoich najlepszych lat. „Patrz teraz”, powiedziało drugie zwierzę. Niektóre z przyglądających się dotąd zwierząt podeszły do ścieżki, kłaniając się nisko zbliżającemu się człowiekowi. A człowiek zatrzymywał się przy każdym pochylonym przed nim zwierzęciu, głaszcząc go po głowie i drapiąc za uszami. Zwierzęta, które dopiero co odzyskały młody wygląd, ustawiły się rzędem i podążały za nim w stronę Mostu. A potem wszyscy razem przeszli przez Tęczowy Most. „Co się stało?”, zapytał nowo przybyły. “To był wybawca. Zwierzęta, które z szacunkiem chyliły przed nim głowy, to te, które dzięki niemu znalazły nowe domy. One przejdą przed Most, gdy dołączą do nich ich rodziny. Te, które widziałeś, jak odzyskują młodość, to zwierzęta, które nigdy nie znalazły domów. Kiedy przybywa wybawca, wolno mu ostatni raz dokonać aktu wybawienia i przeprowadzić przez Tęczowy Most zwierzęta, dla których nie udało mu się znaleźć domu na ziemi.Większość znajomych mówi: "weź kota zdrowego, po co ci to wszystko?" I są też tacy, którzy mówią "wybierz tego, któremu najmniej czasu zostało, żeby jeszcze zdążył poznać, że jednak człowiek nie jest potworem". Tak, zawsze miałam tendencję do wybierania rozwiązań skrajnych - tyle, że te zdrowe mają większe szanse na dom.
...