OK, chcę go wyrwać w miarę szybko. Przy Mokate straciłam kilka dni na negocjacje, przy Aniołku na czekanie aż wetki się zgodzą... trzeci raz nie mam zamiaru czekać za długo - choćbym się miała w nocy po niego włamać do lecznicy. W domu są inne warunki - nawet najlepsza lecznica i najlepszy wet to nie to samo co dom i opiekun na wyłączność. A podróż zniesie - skoro tułanie na mrozie przeżył, to i to wytrzyma - zwłaszcza, że jest już sporo podtuczony. Nie wiem jak ja tą podróż wytrzymam jak będzie cały czas Norbi vel Książe-Gaduła narzekał

no ale jakoś damy radę (Mokate też pierwszą część drogi gadała jak najęta, a później poszła spać i obudziła się w domu); musimy dać radę, bo ja tu już z kołataniem serca wchodzę, że przeczytam, że on też nie je albo nie wiem co...
Na razie to on chyba najbardziej potrzebuje wzmacniania stawów i mięśni i biegania za nim z jedzeniem - to nie wymaga jakichś szczególnych finansów, a póki co tyle czasu znajdę (jak nie, to mama będzie za nim biegać - jak wyjeżdżałam, to i z chomikiem negocjowała, żeby jadł, i z Mokate: miała wprawę po swoich dzieciach /ja i brat/ - niejadki, wcześniaki i wieczni anemicy).
A możecie mi napisać jak u biednej
Magnolii? Martwię się o nią... niby jeszcze skrajnie potrzebująca
chyba nie jest, ale sen mi z powiek spędza skutecznie.
...