Dzięki Wam za dobre słowo i pocieszenie.
Smutno mi, że ledwo się ze mną przeprowadził, to tak się stało...
Klocuś jakiś dziwny, albo ja już mam obsesje, nie wiem.
Z Czapsi chcę się wybrać na badania krwi w przyszłym tygodniu, bo marna jest bardzo. Będzie ciężko, na pewno bez ogłupiacza nie da sobie pobrać krwi.
Dziś miał być miły dzień. Po pracy miałam posprzątać, ogarnąć wszystko, zjeść coś dobrego i obejrzeć jakiś fajny film. Tymczasem nie mogłam spać w nocy i do pracy szłam cokolwiek nieprzytomna. Potem leciałam do domu, bo martwiłam się o Klocusia. Przychodzę, siadłam na chwilę, a Maciek wykonuje sika pod biblioteczką. A tam jest kontakt. W kontakcie zaczyna trzeszczeć, dymi się, no normalnie się jara. Myślałam, że zemdleję, panicznie się boję takich sytuacji. Wyłączyłam korki i nie wiem co robić. Śmierdzi w całym pokoju, no masakra. W końcu dowiedziałam się, co mam robić. No niewiele sama mogę zdziałać, prąd mam w części mieszkania, a do lodówki pociągnęłam przedłużacz. Obiadu nie mogę zrobić, bo mam piec na elektryczne zapalanie, a nie jestem w stanie iść teraz po zapałki. Opadłam całkiem z sił. Kiedyś nie do pomyślenia - teraz rozbeczałam się z bezsilności i złości. Super po prostu...
Maciek dostał nakaz eksmisji w trybie doraźnym. Tylko kto otworzy balkon...?
Ja jakoś nie umiem. Liczę na Gucia.
A tak serio, martwię się, bo kontakty mam w dobrym stanie, a teraz wypadałoby je wymienić na takie z klapką.
To tyle smęcenia.