Hm... chyba zaczynam rozumieć co się tutaj dzieje... Yrael znowu zmienił swoje podejście - tak jak rano jeszcze prał Shar, na jej syczenie z daleka reagował zaś ignorowaniem (położyć się na boku i patrzeć z wyższością w stylu "I tak nic mi nie zrobisz, bo jestem lepszy"), tak teraz kompletna odmiana. Obserwuje ją, a gdy ona skupia uwagę na nim to zaczyna się bawić i wyraźnie zachęca ją do przyłączenia się

na zaczepki zaś nie odpowiada tylko odskakuje. Ona niestety wciąż buczy na niego, chociaż przynajmniej po wczorajszym nie próbuje go atakować, raczej kładzie się nisko, szczerzy kły, warczy i ewentualnie ucieka...

On na to zachowanie próbuje różnych przyjacielskich sztuczek. Dał jej nawet spokojnie zjeść, gdy wyszła (wczoraj ją trochę gonił od jedzenia), a dziś grzecznie czekał pod moim krzesłem uważnie obserwując.
Jeśli miałabym próbować przetłumaczyć co Yrael stara się powiedzieć zrobiłabym to tak:
Komunikaty sprzed dnia wczorajszego: "Witaj w moim domu, zaprzyjaźnimy się? Potrzebujesz więcej czasu..? No rozumiem... Ale ja naprawdę bardzo chciałbym się zakolegować... Tu jest moja miseczka, tu kuwetka, a tu moi Duzi - oni są fajni

. Korzystaj z czego chcesz, ale bądź proszę miła. Dlaczego ciągle na mnie krzyczysz?

"
Wczorajsza noc: "Wciąż się na mnie wydzierasz, bierzesz co chcesz i nic od siebie nie dajesz! Traktujesz mnie jak coś gorszego, ale to ja jestem silniejszy i ci to udowodnię!"
Dziś: "No to jak będzie? Już rozumiesz, że ze mną nie wygrasz. Ale ja nie chcę z tobą walczyć. Wszystko tu jest moje, ale chcę się z tobą podzielić. Zaprzyjaźnijmy się i nie kłóćmy się więcej. Dużym też jest przykro, gdy walczymy. Chciałbym się z tobą pobawić i przytulić się

."
Z komunikatów pro ludzkich - Shar głośno mruczy w czasie drapanka, a wczoraj pokazała TŻtowi brzuszek i dała go wymiziać (całą noc siedział więc miał czas

), mi pokazała go na chwilę dziś.
Edit: Och jej... Ten mój Yrcio potrafi wyglądać jak prawdziwy Pan i Władca. Shar go zaatakowała. On nie warczał, ani nie krzyczał, ona szybko znalazła się na dole w pozycji defensywnej, znowu musiała uciekać. Ale ta postawa i spojrzenie kocura po walce... Lord błękitnej krwi jak się patrzy

, trochę jakby zmęczony i zawiedziony jej zachowaniem. Po dłuższej chwili spokoju znowu słodkie gruchanie, takie pytające "Dlaczego nie chcesz się zaprzyjaźnić?" a w odpowiedzi tylko warki i burczenia

.
Jestem pod wrażeniem jak szybko opanował zdolności walki... Ona starsza, często ponoć bawiła się w udawane walki z innymi kotami w DT, spodziewam się, że na wolności to samo, być może tam nawet parę prawdziwych walk, a on? Z klatki, w której robił za najsmutniejszą kuleczkę świata zabrałam go, gdy miał 2 miesiące! Wiem, że ma to w genach, no ale doświadczenie przecież też nie jest bez znaczenia. Zdolną mam bestię

.