pojechał, pojechał, pojeeeechaaaaał
w sobotę Stasio był odjajczany, a w niedzielę telefon od CoolCaty: jest domek! sprawdzony! już adoptowali od nas kiedyś Andrzejka, chcą się dokocić, bo Andrzejek się nudzi i rozrabia jak pijany zając. Ludzie super, kota można dać w ciemno. Przyjadą za pół godziny. A u nas
niedziela w garnizonie 
my w piżamkach, bajzel w domu, ło matulu

w życiu chyba tak szybko nie sprzątałam
no i pojechał... troszkę mi smutno, był u nas 4 miesiące, z tego prawie dwa codziennych leków, kroplówek i cudowania... TZ też jakiś markotny, ale twarda jestem i wciąż mu powtarzam, że na tym to przecież polega.
Muchomor smarcze tak, jak jeszcze chyba nigdy

nos zaklejony, gluty lecą, leki zmienione po raz już nie wiem który, teraz na sulfonamid wskazany z posiewu... nie wiem, co z nim będzie. Tak mi go szkoda, że płakać mi się chce
