Mokate miała alb/glob 0,219 jak jeszcze sama się bawiła i jadła, tylko nieco mniej, ale wtedy mi wet powiedziała, że tak może być przy stanie zapalnym. Kości przy głodowaniu na pewno musiały się rozrzedzić - cudów nie ma, a na tym zimnie o zwyrodnienia też nie trudno. Co to testu na białaczkę... ponoć na 100% pewny jest tylko ten PCR ze szpiku (trzeba pobrać pod narkozą), bo czasami FeLV się uśpi i we krwi nie ma nic, ale jeśli on rzeczywiście ma białaczkę, to narkoza go zabije, więc bez sensu nawet to badać. Łatwo wszystko zrzucać na FIP czy FeLV - to, że nawet byłby FeLV+ nie znaczy, że wirus wygrywa.
Druga rzecz - Mokate też była FeLV+ i jak do mnie przyszła, to nadmiarem ciała nie grzeszyła (oczywiście w porównaniu do Norbiego to gigant), ale zaczęła jeść, bawić się i choć kilka miesięcy miała naprawdę szczęśliwych... zresztą do samego końca walczyła dzielnie i bardzo, ale to bardzo chciała żyć - niestety nawet tak wielki duch i wola walki nie jest w stanie pokonać śmierci. Więc nawet jeśli jemu będzie dane żyć choćby tak krótko jak Jej, to warto o niego walczyć; pamiętajcie, że 4 miesiące naszego życia to w kocim życiu znacznie więcej - a czy śmiertelnie choremu człowiekowi nie warto by było dać choć roku czy nawet pół dobrego życia, szczególnie jeśli to dotychczasowe go nie rozpieszczało?
Jeśli wygląda dobrze, nabiera sił itd., to warto o niego zawalczyć nie patrząc na cyfry - może one nie wróżą 100 lat w zdrowiu, ale... jeśli on wygląda lepiej, to pomimo wszystko warto się starać - do samego końca. Skoro u kumpla mamy był rak z przerzutami na wszystko i już nikt jej nie dawał szans, a nagle z niewyjaśnionych przyczyn wystąpiła remisja i na 10 lat spokój (po 10 latach znowu atak i znowu remisja - lekarze nie są w stanie tego wyjaśnić), to znaczy, że cyferki to nie wszystko.
Kciuki dla Norbiego

i to nie cud, że on żyje - to jego wola walki... on po prostu uwierzył, że warto żyć! I to dzięki Wam!
...