» Śro lut 06, 2013 18:33
Re: Aniołek - wołanie tonącego :(
No ja już mam takie myśli, że może On nawet to wszystko zakombinował, że wtedy się przyglądał jak po Malutką przyjechałam - z kotami nigdy nie wiadomo (w sumie jak po Nią przyszłam, to się sporo futrzastego towarzystwa zleciało i pamiętam jak ruru do nich powiedziała Wy jeszcze musicie poczekać). Jak sobie przypomnę Mokatka wtedy... taka była maleńka, chudziutka i delikatna, że bałam się Ją na ręce wziąć, żeby Jej jakiejś krzywdy nie zrobić... no ale Ona się nie bała i już pierwszego dnia dała susa na kolanka niedługo po wyjściu z transporterka (rosołek też pierwszego dnia piła, a drugiego jadła).
Mam nadzieję, że On też się tu szybko zadomowi i wróci do sił... pełno mebli (szczególnie krzesła z miękkim obiciem) u mnie jeszcze ma Jej zapach i ślady po pazurkach jak się z Nią czasem bawiłam, więc może nie będzie tu się czuł całkiem obco /w końcu się znali/; boję się jak nie wiem, bo wolałabym przyjechać do Was i żeby On ocenił czy chce ze mną jechać, ale z braku chętnych to chyba zbytniego wyboru w domkach nie ma (prawie jak bezdomny z przytułku). No nic - będę teraz miała Aniołka, a jak moje małe Diablę kiedyś wróci z wypoczynku za TM, to będzie nas troje...
co nie znaczy, że o Magnolii zapomniałam... bo w sumie to Maleńka po powrocie miałaby coś a'la Mama i Tata /nawet jak przybrani/: rodzinka w komplecie - no ale na to muszę trochę jeszcze popracować, żeby umieć najpierw sama nawet na całe leczenie dla Niego, a później jeszcze Magnolię, bo coś mi ona spokoju nie daje... ale jak dam radę, a bidula tam będzie nadal tkwiła (oby nie - lepiej, żeby szybciej dom znalazła), to Ją też wyrwę - żeby nie musiała czekać tak długo jak Aniołek i się aż pochorować...
...