Dzięki
ruru - ja już nauczona doświadczeniem teraz zaczynam czytać o nerkowcach i konsultować z kumpelą, która od 3 lat się doktoryzuje

Co do tego leczenia - pytałam "na wszelki", bo jeśli nie będę miała w razie czego możliwości, to nie zaryzykuje: ryzykować mogę ze swoim zdrowiem, ale nie jego. Wyłożenie gotówki i czekanie na zwrot to nie jest problem - na 2-3 tygodnie to od kogoś zawsze uda się pożyczyć, ale już na 2-3 miesiące niekoniecznie: dlatego pytałam. A kredytu / karty kredytowej, żeby mieć rezerwę, nie dostanę, bo pracuję na zlecenia (stałej pracy nie mam, ale już od lat jakoś sobie radzę i póki co - odpukać w niemalowane - biedy nie klepię). Dla siebie w razie czego skombinuję i na jedzenie dla niego, ale leczenie - sami wiecie: czasami to jest tylko coś drobnego, a czasami miesięcznie kwoty większe niż pensja wielu ludzi; szczerze mówiąc, gdybym miała wiarę w to, że ktoś się nad nim zlituje, to bym nie ryzykowała, ale on już pierwszej młodości nie jest i do tego jest chory - a ludzie mają zwyczaj takich (nawet ludzi) żałować, ale omijać z daleka (coś o tym wiem z doświadczenia - szczególnie tego podczas pracy w SM: włos na głowie się czasami jeżył), więc - będąc realistką z zapędami na pesymistkę - stwierdzam, że szanse na inny domek ma znikome.
Dzisiaj na 13 jadę na rozmowę, która wiele powinna rozstrzygnąć w zakresie, czy będę miała co jeść w następnych miesiącach i za co mieszkać (niestety, stabilność to słowo, którego znaczenie już dawno temu zapomniałam; dobrze, że choć znam zaradność). Rokowania są bardzo dobre, ale ja to już tak mam: uwierzę jak zobaczę, bo już nieraz niby coś było na 100%, a w ostatniej chwili ktoś się wykręcał.
Co do lokalu - wpadłam na iście diabelski pomysł (nawet nie będę pisać) z pewną pomocą Mamy (oczywiście od tygodnia chodzę, opowiadam i pokazuję jak zbiedniał taki jeden kiciuś, który musi mieć domek, a do tego, że na starość koty jak ludzie - często są nie chciani i zapomniani: dla ludzi w pewnym wieku to bardzo obrazowy opis rzeczywistości

wiem, okrutna jestem), a skoro mam pomocnika, to mogę ryzykować.
Mokate była moim kochanym koteczkiem i raczej nikt nie będzie w stanie wyrwać mi serca jak Ona (to było moje kochane Maleństwo), ale jest jeszcze kilka kawałków do wzięcia, więc jeden mogę dać temu biednemu tygryskowi. Widziałam dużo mocno chorych kotów w DT (z białaczką, ślepaczków itd.) z gwarancją opieki fundacyjnej do końca życia i o losie każdego czytałam mając dylematy, bo najchętniej wszystkim bym dała domek, gdybym mogła - tylko, że one choć mocno chore i skrzywdzone, są młode, nakolankowe, mają DT i niczego im nie brakuje, a Aniołek tyle lat siedzi i czeka na swojego człowieka... czas, żeby ten duch schroniska też się doczekał na prywatnego głaskacza na własny prywatny użytek - może jak go będzie miał, to znajdzie kolejny powód, żeby zdrowieć i się lepiej poczuje... mam nadzieję tylko, że stres związany z podróżą i zmianą domu nie pogorszy jego zdrowia

przyznam, że mocno mnie to martwi, bo nawet zdrowy kot nie najlepiej takie rzeczy znosi (dlatego pytałam o to FeLV - kot z białaczką i w takim stanie mógłby nawet tego nie przeżyć, bo stres by go wykończył).
Co do finansów: jeśli będzie możliwość zbierania celowego na niego z pomocą KOTYliona, to mogę robić np. aukcje na allegro na zrobienie strony internetowej, projektu wizytówki czy ulotki albo czegoś - na tym się znam, a do tego tyle już w życiu zrobiłam stron dla potrzebujących (m.in.
Agatka), że i dla mojego tygryska mogę kilka zrobić; akurat tu potrzebuję tylko pozwolenia, bo metody promocji i takie tam znam (oprócz pisania aplikacji webowych czy robienia projektów graficznych, często zajmuję się e-commerce). Przy okazji pytanie: jakby moi znajomi chcieli (pomogę im chcieć

) przekazać 1% podatku ze wskazaniem na niego, to mogą to zrobić? I ewentualnie jak?
jakby kogoś ciekawiło, dlaczego pracuję 7 dni w tygodniu od rana do wieczora i to w zawodzie zasadniczo dochodowym, a i tak mi się finansowo nie przelewa, to wytłumaczenie tego jest proste: mam (za) dużo potrzebujących znajomych czy organizacji "pod opieką" (przychodzą i mówią, że im ktoś powiedział, że na pewno im pomogę), którym nie mam jak pomóc finansowo, ale robię dla nich różne rzeczy z informatyki, a doba nie jest z gumy i moja też ma tylko 24h; niestety od podstawówki miałam taki nawyk i nie umiem się z tego wyleczyć - to chyba nieuleczalna choroba
...