Pierwszy raz trafiłam na ten temat i nadrobiłam całość (chociaż nie ukrywam, że dyskusja wzbudza wiele emocji)
- ile kosztuje uśpienie kota? tak jak już ktoś odpisał to zależy od wagi z pewnością są to najboleśniej wydane pieniądze (jak się wydaje na leczenie to jeszcze jest nadzieja tutaj to raczej ostatnia podróż w nieznane a człowiekowi zostaje ból i cierpienie). Ja jestem po 2 takich decyzjach na 3cią nie zdążyłam. We wszystkich trzech przypadkach nowotwory. Zwierzaki na ogół przygarniam z ulicy albo schroniska. Z kotką to miałam istne oszukać przeznaczenie, wiedziałam, że jest obciążona genetycznie nowotworami więc starałam się zapobiec wszystkim, zapomniałam o uszach i kotkę dopadł nowotwór złośliwy gruczołów woskowinowych, a na końcowe leczenie wydałam 5 000 zł (jestem osobą bezrobotną).
- zgadzam się, że są sprawy priorytetowe, ale człowiek nawet kupując rzecz, przedmiot typu samochód musi mieć świadomość, że na jego utrzymanie ew. naprawy związane jest z ponoszeniem kosztów. W przypadku dzieci i zwierząt jest to wręcz rzecz naturalna, zwierze je, bawi się, choruje jak człowiek. Tak samo kalectwo, to równie dobrze lekarz na sali porodowej powinien mieć maczugę i jak widzi niepełnosprawne dziecko to powinien walić takiemu dziecku maczugą w głowę bo.... (i tutaj setka argumentów). W sumie jakoś Tristan i jej posty mnie mega nie zszokowały, ludzie dzieci zakopują w lesie i palą w piecu, jakich czasów doczekaliśmy.
- co do schronisk, nie uważam, że lepiej jest zwierzaka uśpić niż oddać do schroniska, sama mam zwierzaka ze schroniska owszem na początku musiałam zainwestować pieniądze w jego leczenie ale teraz mam zdrowego łobuza, który przejada więcej pieniędzy niż ja

ale życie bym za niego oddała. Widzę jaki przemiał mają schroniska, oddają naprawdę całe masy zwierząt i w miarę możliwości naprawdę o nie dbają (oczywiście są miejsca, które są zatrważające ale nie można generalizować).
- uśpić kota bo jest agresywny? sika? Sama mam teraz taką sytuację, że pies sąsiadki jest mega agresywny rzuca się na wszystko co się rusza (ja mam praktycznie zgryziony tyłek) i nie myślę o tym, żeby "zabić skurczybyka" tylko dumam jak kobiecie pomóc i otworzyć oczy na problem, żeby psa dało się uratować.
- porównania na Wiolki Villas,

sama się tak nazywam i mówię, że tak skończę ale jednak widzę przebłyski nadziei, że jednak nie. Tak się zastanawiam jak muszą być chore osoby (w tym ja) które wysprzedają swoje prywatne ulubione rzeczy, żeby zebrać na weterynarza i kastracje zwierzaków bezdomnych i angażują się w szukanie im domu - to się kwalifikuję pod zamknięcie w psychiatryku.
- co do szukania pomocy w TOZie i w fundacjach - od października zeszłego roku wysłałam setkę jak nie tysiące maili/listów wykonywałam telefony w sprawie moich kociaków - bezskutecznie. Chyba, że tylko mnie tak spławiają a reszcie chętnie pomagają

Na moje apele odpowiedziała słownie 1 osoba będąca wolontariuszem. Także wiecie. Chociaż to zależy też od miejsca zamieszkania.