już wszystko wiem co po kolei będą mi robić
dziś zaczynam chemię - przez 5 kolejnych dni będę mieć wlewy, potem 2 dni przerwy i dzień zero - czyli przeszczep
wypada więc na to, że teraz urodzę się na nowo 11.02.2013 - to chyba dobra data bo wydaje mi się, że patrząc na ostatnie cyfry brzmi zupełnie jak 1,2,3 i start
dziś lub jutro prawdopodobnie pojadę jeszcze do moich ukochanych chirurgów (być może tego co to trzeba go oklepać?) celem konsultacji, gdyż tak mocno zostało mi przyszyte wkłucie, że jego plastikowy element wbija mi się w skórę i sprawia ból. Pan chirurg był widocznie nadgorliwy, że tak to mocno przyszył, za to ja teraz nie mogę spać, bo nie jestem w stanie przyjąć innej pozycji ciała jak leżakowanie na plecach. Nawiązałam kontakt z dziewczyną, która tez jest na oddziale transplantologii tyle, że w Warszawie, choruje na chłoniaka i także jest na autoprzeszczepie - tyle, że 4 dni "do przodu". Mam więc fajne źródło informacji i gadamy sobie wymieniając się doświadczeniami.
Poza tym czuję się super, mam apetyt, tylko nijak nie wchodzi mi szpitalne jedzenie więc nie jem nic stąd oprócz chleba. W sobotę jak przynieśli obiad to jedyna rzeczą, którą dało się z niego zjeść były buraczki, mięsem można było zabić, takie twarde, a kasza przedstawiała jedna wielką grudę koloru szarego. Doprawdy dziwie się, że można tak obrzydliwie gotować - przecież mając te składniki można by było na prawdę fajny obiad wyczarować i smaczny. A tak - co za marnotrawstwo. Do tego nie mogę już tu wyrzucać mięsa przez okno - bo szczelnie zamknięte - ale też w sumie i kotów nie widuję żadnych
Ani helikoptera
