Po dyżurku - poszło mi szybko bo mamy w sumie niewiele kotów (wreszcie chwila oddechu przed wiosennym wysypem

) .
Na zdrowej - jak Alusię wymiziałam zaczęła mruczeć i zjadła to, co jej nałożyłam. To, co miała z rana poszło dla bezdomniaków. Ją trzeba głaskać - wtedy włącza jej się ssanie. Przestawiłam jej kuwetę do góry, żeby miała łatwiej wyjść się załatwić. Misiek wartuje czasem pod jej drzwiami a ona jest słaba psychicznie. Złota ustępuje Miśkowi - choć syczy na niego gdy ten się za bardzo do niej zbliża.
Na kwarantannie
jedzenie zostało za oknem - niech poranny dyżur tę puszkę zużyje w pierwszej kolejności. Amelka nie dała się rozebrać, zjadła i załatwiła się przy mnie. Suri wymiziałam na wejściu, potem (po jedzeniu) umyłam jej delikatnie łepek i oczki płatkiem zwilżonym ciepłą wodą - niestety jak się zbliżyłam z lacrimalem zaczęła zwiedzać. W końcu udało mi się ją złapać (w rękawicy) i podać lek. Potem przytrzymałam ją i głaskałam - w końcu uspokoiła się na tyle, że zasnęła. Trzeba by jak najwięcej jej dotykać w trakcie dyżurów, żeby nie kojarzyła naszego dotyku tylko z pieczeniem w oczach. Jill(?czarno-biały kotek) się mnie bała, Łezek jak zwykle się przytulał, maluchy chciały jeść
tylko dużo 
, Pinezka na początku się dawała głaskać, ale po jeździe z Suri na wszelki wypadek ewakuowała się na bezpieczną odległość. Obie burasie są supermiziaste, superżarłoczne a futerka mają jak jedwab

. Wszystko pomyte (włącznie z podłogą w przedsionkach) ale śmieci nie wyniosłam, bo musiałam zdążyć na autobus.
Edit: kupy się wszystkim poprawiły mam wrażenie, ale na kwarantannie ktoś haftnął chrupkami - jakby za szybko zjadł i mu się "cofnęło".