No bo tak....wiecie, jak vipek o czymś nie pisze, to nie znaczy, że tego nie robi

.
Jeździłam i jeździłam...kupiłam w ciucholandzie taką sporą torbę podróżną za zolkę, no i z tą torbą jeździłam, bo lżejsza niż transporter, a mnie ta łapa bolała.
A dziś nie miałam ani torby ani transportera, a kotka była

.
No to walę jak w dym do pana z zoo, bo już miał otwarte.
A pan- bardzo miły młodzieniec- mi na to.
- Proszę pani, to jest bezdomna koteczka, ja ją dokarmiam, i mam z tego powodu kłopoty. Właściciel się złości, każe mi się jej pozbyć. Poszła kiedyś do tej pani obok na posesję, tam zrobiła kupę, i pani do mnie z pretensjami przyleciała, że to przeze mnie, bo dokarmiam....no ale niech pani sama powie, jak tu zostawić stworzenie?-
Ponieważ właściciela w najbliższym czasie się nie spodziewano, to miły pan obiecał mieć na nia oko, a ja w te pędy do domu po transporter. Złapaliśmy dziewczynkę.
A pan jeszcze mnie prosił.
- Ale prosze przychodzic i opowiadać, jak jej losy, dobrze?
A będę, będę.
Poza wszystkim młodzieńca należy poddać klonowaniu.